czwartek, 19 grudnia 2013

Gra pozorów - Prolog

Tak mnie dziś coś wzięło i postanowiłam dodać prolog do nowego opowiadania, które będzie dodawane jednocześnie z „Pod osłoną nocy”, które ze względu na to, iż początek jest dość monotonny, żeby nie powiedzieć nudny – sprawia, że wena mi umyka przez palce. W każdym bądź razie dziś króciutko, aczkolwiek mam nadzieje, że choć trochę was zaciekawi ten wstęp do nowej historii. Pozdrawiam i życzę miłego czytania…
Lena


Beta: Tayla (Uwielbiam Cię, dziewczyno!) :*

******************************************************************************************************************


Kościół udekorowano z prostotą i elegancją. Białe lilie, wybrane na tę uroczystość, symbolizować miały czystość i niewinność panny młodej. Pomieszczenie tonęło w kwiatach. Były praktycznie wszędzie - począwszy od drzwi wejściowych, poprzez wszystkie ławy, skończywszy na samym ołtarzu. Gdyby nie ściany świątyni, które mieniły się paletą barw, nie osiągnięto by tak zadowalającego efektu. Jednak, w tym przypadku, całość zapierała dech w piersiach. Gołym okiem widać było, że wydano fortunę na stworzenie takiej, a nie innej, scenerii. Rezultat, niewątpliwie przerósł najśmielsze oczekiwania samego projektanta, tworzącego scenografię, dla tego nadzwyczajnego wydarzenia.
Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, teraz miała odbyć się ceremonia zaślubin. I, chociaż narzeczonej jeszcze nie było, inni goście zdążyli już wejść w swoje role.
Dumni ojcowie pary młodej, siedząc w pierwszym rzędzie, otwarcie wspierali poruszone do głębi, tak ważnym dla ich dzieci dniem, współmałżonki.
Ubrany we frak pan młody, wyglądał, jakby właśnie zjadł coś kwaśnego. Przy odrobinie wysiłku, można było wziąć jego minę za wyraz zdenerwowania, aczkolwiek nikt chyba nie miał aż tak wybujałej wyobraźni. Obok, poklepujący go po plecach drużba, odziany w czarny garnitur, ozdobiony pojedynczą lilią, wpiętą w butonierkę.
Przejęte swoją funkcją druhny, zachwycały fiołkowymi kreacjami. Sięgające do pół uda sukienki z tafty, spływały miękko, podkreślając zgrabne figury ich właścicielek. Kobiety piękne, mężczyźni przystojni. Obraz idealny z pewnością został w tym przypadku osiągnięty.
Gdy zabrzmiały pierwsze takty marsza weselnego Wagnera, wszyscy zwrócili swoje spojrzenia na idącą główną nawą pannę młodą. Suknia ślubna zaprojektowana przez samego Tadashiego Shoji, wzbudziła zachwyt oraz podziw. Stworzona z delikatnej koronki, opinała niczym druga skóra perfekcyjną figurę dziewczyny. Różowe włosy, uczesane zostały w niezwykle kunsztowny kok, do którego przypięto prześwitujący welon z białego tiulu. Delikatny makijaż, podkreślał jej niezwykłą urodę.
Wydawało się, że każdy uczestnik tego zdarzenia był pod wpływem uroku tej przepięknej istoty, lecz tak nie było. Jeden z mężczyzn, na oko dwudziestoletni, spoglądał na nią z jawną niechęcią. Gdy różowowłosa stanęła obok swojego przyszłego męża, przeniósł on swoje smutne spojrzenie na jej ukochanego. Kamienne oblicze mężczyzny nie wyrażało jednak, żadnych emocji. Wprost emanował chłodem i obojętnością, co było dość nietypowe, dla człowieka w jego sytuacji. Każdy inny na jego miejscu, byłby zachwycony mogąc mieć u swojego boku tak piękną partnerkę. Ale nie on. O dziwo, narzeczona, zdawała się niczego nie zauważać, promieniejąc szczęściem i miłością. Patrząc na nich, nie można było pozbyć się wrażenia, że tylko jedno z nich cieszy się z zawarcia tego związku.
Podczas trwania ceremonii, z chwili na chwilę, coraz więcej obecnych w pomieszczeniu pań, wyciągało chusteczki, aby otrzeć spływające im po policzkach łzy. Kobiety szybko się wzruszały, co było wiadome nie od dziś. Oczywiste było bowiem, że mariaż ten, został zaaranżowany przez rodziny państwa młodych, które w ten sposób zaplanowały połączenie dwóch wpływowych klanów. Cała ta „szopka” aż tryskała obłudą.
Minęło trochę czasu, zanim prowadzący sakrament ksiądz, rozpoczął końcowe formułki, aby zakończyć mszę. Wtedy to, siedzący w trzecim rządzie chłopak, wstał i starając się nie wprowadzać zamieszania, ruszył w kierunku wyjścia z świątyni. Krok po kroku, ze spuszczoną głową i zaciśniętymi w pięści dłońmi, posuwał się do przodu. Niemal każdy, kto zwrócił na niego uwagę, odniósł wrażenie, iż wygląda, jakby znalazł się na skraju załamania. Nie trudno było się domyślić, że darzy stojącą przy ołtarzu pannę młodą uczuciem. Bo, kto normalny pomyślałby, że może chodzić o jej oblubieńca?
Gdy z ust kapłana padły słowa: „Niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki“, będący już przy drzwiach blondyn, drgnął. Po raz ostatni zwrócił się w stronę ołtarza, aby napotkać wpatrzone w siebie onyksowe tęczówki, stojącego tuż przy przyszłej żonie, mężczyzny. Żaden z nich nie odwrócił wzroku, mimo tego, że dzieliła ich zbyt wielka odległość, aby mogli cokolwiek wyczytać ze swoich spojrzeń. Ta krótka chwila, wydawała się wiecznością. Ostatnie zerknięcie, będące niemym pożegnaniem kochanków. Pojedyncze łzy, spływające zza zaciśniętych na ułamek sekundy powiek, błękitnookiego. Świadomość niespełnionej miłości, której nie zniszczy upływ czasu, czy rozłąka. A potem odwrócenie głowy, aby odejść i już nigdy więcej nie zobaczyć kochanka.

– Cięcie! – donośny krzyk odbił się echem od ścian kamiennej budowli.


wtorek, 17 grudnia 2013

NaruSasu - Droubble I

Droga Dito,
Poniżej masz odpowiedź na temat tego, co ja uważam za najlepsze :D

******************************************************************************************************************


– Draniu, nie śpiesz się tak – jęknął Uzumaki, wtulając twarz w szyję siedzącego obok towarzysza.

– Młotku, nie bądź takim tchórzem – parsknął. Był już tak bardzo podniecony, że nawet gdyby chciał, nie potrafił się powstrzymać. 

Naruto nie wiedział, jak przekonać swojego chłopaka, aby tym razem nieco przystopował. Czuł, że nadal nie jest gotowy, aby pójść na całość, przynajmniej nie w tej chwili. Potrzebował co najmniej kilku minut, aby przygotować się do tego psychicznie. I, chociaż dłoń Uchihy nie zamknęła się jeszcze na delikatnej skórze, obawiał się momentu, w którym do tego dojdzie. Dlatego uczepił się kurczowo jego ramienia, aby uniemożliwić mu jakikolwiek ruch ręką.

– Puszczaj! – zażądał stanowczo Sasuke.
– Nie ma mowy – szepnął drżącym głosem.
– Przyrzekam ci, że będę ostrożny – obiecał, nie starając się nawet ukryć swojego poirytowania.
– Zawsze tak mówisz, a potem walisz na całego – sarknął Naruto.
– W takim razie, zamieńmy się – zaproponował brunet z przebiegłym uśmiechem.
– Możemy? – spytał z niedowierzaniem.
– Pomarz sobie! Nie oddam w twoje niedoświadczone rączki, mojego najcenniejszego skarbu! – oznajmił kategorycznie.
– Mówiłeś, że to ja jestem dla ciebie najważniejszy! – oburzył się blondyn.
– To było zanim dostałem od ojca Bugatti Veyrona! – burknął, wyrywając się z uścisku Uzumakiego, chwycił w końcu za skórzaną gałkę skrzyni biegów i wciskając jedynkę, dodał gazu. 

wtorek, 10 grudnia 2013

Pod osłoną nocy - Rozdział II

Wybaczcie za opóźnienia, ale dorwała mnie angina i nie chciała za żadne skarby puścić. Ale skoro romans z nią mam już za sobą, to korzystając z w miarę dobrego samopoczucia wzięłam się w garść i napisałam kolejny rozdział. Niestety musicie wybaczyć niewątpliwy brak akcji, ale jest to tylko wypełniacz, służący dalszej fabule.
Oczywiście jak zwykle przepraszam za ewentualne błędy, które nie wyłapałam, a które niewątpliwie są.
Gomen,
Lena

*************************************************************************************

Wychodząc z pokoju w samej koszulce bez rękawów, zdecydowanie nie przewidziałem kaprysów wczesnowiosennej pogody. Dzień był wyjątkowo chłodny, mimo bezchmurnego nieba, a ja jak ten ostatni idiota, trzęsłem się z zimna nie mając odwagi na powrót. Bałem się ponownego spotkania z tym czarnowłosym chłopakiem, którego imienia nawet nie znałem. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że doskonale zdawałem sobie sprawę ze swojego tchórzostwa, a jednak nadal siedziałem jak ten dureń na jednej z ławek, w niewielkim parku w okręgu placówki szkoły, do której miałem od jutra uczęszczać. Nie chciałem jednak analizować przyczyny swojego zachowania. Zamiast tego, obserwowałem otaczające mnie kwitnące drzewa sakury, które tak dobrze pamiętałem z dzieciństwa. Ich widok przywoływał w moim umyśle obrazy związane z ojcem i wszystkimi szczęśliwymi chwilami, które z nim spędziłem.
Pragnąłem się w nich zagłębić, ponownie poczuć to uczucie wszechobecnej radości w moim sercu, jednak nie potrafiłem. Moje myśli znów powędrowały do okresu, kiedy po śmierci taty, matka zabrała mnie ze sobą do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął się mój koszmar. Mimo tego, że były to już tylko wspomnienia, nadal sprawiały mi ból. Nie potrafiłem zapomnieć, a może nie chciałem? Sam nie wiem dlaczego tak ciężko było mi się uwolnić od tego wszystkiego, w końcu jestem już w innym miejscu, mogłem rozpocząć nowy etap w swoim życiu, wrócić do swojego prawdziwego „ja” – coś jednak mnie powstrzymywało. Tylko co?
Gdy jako sześciolatek zostałem wysłany przez matkę do elitarnej szkoły dla chłopców z internatem, nie miałem jeszcze pojęcia co mnie czeka. Wręcz przeciwnie, byłem pełen entuzjazmu, chciałem mieć wielu przyjaciół. Teraz wiem, że byłem naiwny. Z początku nie rozumiałem, dlaczego już od pierwszego dnia, stałem się wyrzutkiem, mimo usilnych starań, aby zaprzyjaźnić się, chociaż z kolegami z własnej klasy. Wtedy wydawało mi się, że to przez to, iż słabo znałem angielski. Można wręcz powiedzieć, że wcale, co jednak szybko nadrobiłem. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie sens tego, o czym szepczą za moimi plecami. Dotarło do mnie, że oni nigdy nie zaakceptują syna „tej kobiety” – bo tak mówiono o mojej matce. W krótkim czasie dowiedziałem się, że mężczyzna z którym żyje Kushina, a którego kazano mi nazywać wujkiem, był tak naprawdę żonaty, co gorsza jego dwaj synowie chodzili do tej samej szkoły co ja! Prawdą też było to, iż darzyli mnie oni jawną nienawiścią, w jakimś sensie obwiniając o utratę ojca. Nie mogłem ich za to winić, lecz pogodzić się z niechęcią innych nie potrafiłem. Z chwili na chwilę, coraz bardziej zamykałem się w sobie, odgradzając niewidzialnym murem od nienawistnych spojrzeń, otaczających mnie osób. Nigdy jednak nie zobojętniałem, przejmując się w duchu całą sytuacją. Może ktoś inny na moim miejscu by to wszystko olał, ale ja nie umiałem. Trzymałem to wszystko w sobie, cierpiąc za każdym razem, gdy któryś z szkolnych kolegów wpadł na pomysł, aby pobawić się moim kosztem. Mimo tego, nie odczuwałem nienawiści, nie odgryzałem się. Starałem się całą swoją postawą okazywać, iż w żaden sposób nie obszedł mnie kolejny psikus, czy jawna obraza kogokolwiek z tej bandy snobów. O tak, każdy uczeń bez wyjątku pochodził z tak zwanej „elity”, czesne skutecznie odstraszało nawet co zamożniejsze rodziny z klasy średniej. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na to, aby posłać do tej placówki swoje pociechy. Można powiedzieć, iż uczęszczanie do tej szkoły, samo w sobie, było wyznacznikiem bycia kimś. No prawie, mnie do tego grona nie zaliczono, mimo majątku, który posiadałem. Już jako sześciolatek stałem się dziedzicem olbrzymiej fortuny, pozostawionej mi przez ojca, która do ukończenia przeze mnie dwudziestego roku życia, miała pozostać pod kontrolą mojego chrzestnego. Nie mogłem jednak narzekać, renta w postaci części odsetek od kapitału głównej sum była i tak niesamowicie wysoka, chociaż do niedawna większą jej część pochłaniało czesne szkoły do której uczęszczałem w Stanach, co zawsze wydawało mi się ironią. Jakby spojrzeć na te wszystkie lata z boku, to nieźle mnie kosztowało bycie wyrzutkiem. Ale tak naprawdę, jaki ja miałem wybór? Byłem i jestem niepełnoletni, o mojej edukacji decydują moim opiekunowie, w przypadku poprzedniej szkoły, była to matka. Jej nigdy nie obchodziło czy dobrze się czuję w szkole, czy jestem lubiany, czy mam przyjaciół. Liczyły się pozory, ważne było tylko to, abym się dobrze uczył i nie przynosił jej wstydu. Może właśnie dlatego, gdy miesiąc temu dowiedziałem się o jej śmierci w wypadku samochodowym nie przejąłem się zbytnio. Właściwie,  bardziej martwiło mnie to, iż nic nie czułem. Tak jakby własna matka była dla mnie kimś obcym, mało znaczącym. Nie potrafiłem pozbyć w związku z tym wyrzutów sumienia. Jakim stałem się człowiekiem, że nie obeszło mnie coś takiego? Czy byłem aż tak zły? Chyba jednak nie, w końcu nie było tak, żeby mnie to cieszyło, po prostu było mi to obojętne. Dla mnie ona była jedynie kobietą która mnie urodziła, nie łączyły mnie z nią żadne więzi emocjonalne. Często nawet zastanawiałam się w przeszłości dlaczego przygarnęła mnie pod swój dach po śmierci ojca. Lata zajęło mi zrozumienie, że zrobiła to dla pozorów, nie chciała być uważana za wyrodną matkę przez swojego partnera i jego otoczenie. Jakby nie dopuszczała do siebie myśli, że i tak wszyscy nią gardzili – uważając za tą trzecią. Tym bardziej, że ten człowiek nigdy się nie rozwiódł z żoną, można powiedzieć, iż żyli ze sobą w separacji. Prawdą jednak było to, że od lat żył z kochanką, ignorując totalnie fakt posiadania rodziny. Na początku nie potrafiłem zrozumieć czemu nie rozstał się definitywnie z poprzednią partnerką, potem dowiedziałem się, że nie posiadał intercyzy więc najzwyczajniej w świecie nie chciał stracić lwiej części swojego majątku, co dla mnie było kompletnie niezrozumiałe. Owszem, pieniądze były ważne, nie mogłem temu zaprzeczyć, ale już dawno zrozumiałem, że sam fakt ich posiadania szczęścia nie daje. Widocznie jednak nie kochał na tyle mojej matki, aby dla niej poświęcić te kilka milionów, które musiałby oddać żonie w przypadku rozwodu.
Na domiar złego jakieś dwa lata temu zacząłem zauważać, że niektórzy starsi chłopcy z mojej szkoły zaczęli dziwnie na mnie patrzeć. Musiałem nawet zrezygnować z brania prysznica o stałej porze, jak to miałem w zwyczaju, ponieważ czułem na sobie ich lubieżne spojrzenia. Nie obawiałem się jednak, że coś mi zrobią, nawet jak już się zorientowałem, co jest tego powodem. Nikt z nich nie chciał tak naprawdę zbrukać sobie „mną”, co nie zmieniało faktu, że nie krępowali się przyglądać mojemu nagiemu ciału podczas wspólnej toalety.
Na szczęście jednak szybko im się znudziło koczowanie pod łazienką, czekając na mnie, gdy zmieniłem swoje przyzwyczajenia. W duchu jednak przeklinałem swoją niewieścią urodę. O tak, dobrze zdawałem sobie sprawę z tego jak wyglądam, co nie oznaczało, iż mi się to podoba. W końcu, który facet chciałby być mylony z dziewczyną? Jestem za niski jak na chłopaka, do tego szczupły, chociaż kaloryfer posiadam, z czego jestem niezmienianie dumny. Ale to akurat zawdzięczam zamiłowaniu do pływania, dzięki czemu wyrobiłem sobie niezłą sylwetkę, chociaż dużych mięśni to ja nadal nie mam. Największym problemem jednak jest twarz, zbyt delikatne rysy, do tego te wielkie błękitne oczy, pełne usta i błąd czupryna. Czasami miałem wręcz wrażenie, że ktoś napisał mi na czole wielkimi literami „UKE”. Chociaż coś może w tym być, w końcu jak do tej pory nie podobała mi się żadna dziewczyna, z drugiej jednak strony nie poznałem ich za wiele. Chyba jednak nie ma się czym martwić, tym bardziej, że chłopcy też mnie nie pociągają, a przynajmniej ci z którymi uczęszczałem do poprzedniej szkoły. Ale to chyba nie takie dziwne biorąc pod uwagę, jak byłem przez nich traktowany. Tak naprawdę przez te wszystkie lata jedyną odskocznią dla mnie było pływanie, chociaż nie zostałem przyjęty do drużyny, bo jak to ładne ujęto „nie było już miejsc”. Oczywiście wiadomo było, że to tylko wymówka, aż taki naiwny nie byłem, aby tego nie zrozumieć. Mimo korzystałem  z pływalni kiedy tylko się dało, przeważnie nocami, ale i tak sprawiało mi to radość. Dlatego nie zrezygnuję z tego, nawet jeżeli w tej szkole nie uda mi się dostać do drużyny. Zakładając oczywiście, że tutaj będzie tak samo.
O czym ja w ogóle myślę? Chyba jestem pieprzonym masochistą, nie widzę innego wyjaśnienia. Muszę sobie zakodować, że to już jest przeszłość – pogodzić się z nią. Wiem, że nigdy nie zapomnę, tak dobrze nie ma, ale mimo to zrobię wszystko, aby te wspomnienia stały się dla mnie tylko nic nieznaczącym epizodem. Nie mogę przecież wierzyć w to, że tym razem też stanę się wyrzutkiem.
Najwyższy czas, aby zacząć żyć, nie mogę dłużej uciekać. Muszę zostawić lęki za sobą, odrzucić je i iść dalej. Dlatego nie mogę tchórzyć. Pora zrobić pierwszy krok, już dłużej nie będę przejmował się brakiem akceptacji ze strony innych. Dlatego powinienem ruszyć się z tej pieprzonej ławki i wrócić do swojego pokoju. Nie będę chował się po kontach, tylko dlatego, że jakiś aspołeczny drań jawnie mnie zignorował. Dość tego!
Zadowolony tokiem swoich przemyśleń, stwierdziłem, że teraz już mogę być z siebie zadowolony, ale najpierw… ramen! Jestem pewien, że kilkaset metrów przed wjazdem na teren szkoły widziałem knajpkę, gdzie serwują moje ulubione danie. Jak ja tęskniłem za tą zupą. Na samą myśl poczułem jak do ust napływa mi ślina, westchnąłem z zadowoleniem. Od miesiąca jadłem tylko to, czyli od chwili, w której mój chrzestny sprowadził mnie z powrotem do Japonii i nie potrafiłem się nasycić. Najchętniej nie żywiłbym się niczym innym. Przez jedenaście lat byłem odcięty od tego niebiańskiego smaku, dlatego teraz mam zamiar nadrobić tą niedogodność. Zachichotałem w duchu i pogwizdując wesoło ruszyłem w kierunku, gdzie jak mi się wydawało, znajdowała się brama wyjazdowa z terenu szkoły. Nie przeszkadzał mi już nawet chłód wiosennego popołudnia, moje życie jakimś dziwnym sposobem nabrało kolorów.

***

Neji przyglądał się spod opuszczonych powiek, szatynowi stojącemu przy łóżku, na którym leżał. Rozpromienione oblicze chłopaka oraz jego podekscytowanie powrotem przyjaciela z dzieciństwa sprawiało, że nie mógł opanować rodzącego się w nim uczucia zazdrości. Kiba nie będąc świadomym ponurej miny swojego partnera, patrzył przez okno z rozanielonym uśmiechem na twarzy, wycierając przy tym dopiero co umyte włosy frotowym ręcznikiem w kolorze zgniłej zieleni. Jego nagie ciało było okryte sięgającym do kolan szlafrokiem w tej samej barwie. Białe tęczówki leżącego na posłaniu nastolatka z zachłannością przyglądały się temu widokowi, mimo tego, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej chłopak znajdował się w jego ramionach nie okryty niczym, poza nim samym. Jęknął, gdy poczuł, że jego męskość znów dopomina się uwagi.

– Kiba, śpij dzisiaj u mnie – odezwał się, przerywając tym samym panującą w pokoju ciszę.
– A co z Uchihą? – spytał zdziwiony szatyn. – Poza tym jutro rozpoczęcie roku szkolnego, więc chciałbym się wyspać.
– Sasuke się nie przejmuj, pogadam z nim. Raczej nie będzie miał nic przeciwko spaniu w twoim pokoju, a co do jutra to i tak mamy tylko apel o jedenastej. Poza tym obiecuję, że będę grzeczny – dodał, posyłając ukochanemu niewinne spojrzenie.
W odpowiedzi usłyszał tylko chichot ciemnookiego i już wiedział, że wygrał.

– Ok, to ja idę pogadać z Sasuke – stwierdził podnosząc się z łóżka i zbierając w pośpiechu ciuchy, które dwie godziny wcześniej niedbale rozrzucił po pomieszczeniu.
Chciał załatwić tą sprawę najszybciej jak się dało, nie dając ukochanemu czasu na przemyślenie sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że to ryzykowne, niby nie ukrywali swojego związku przed przyjaciółmi, ale nie chcieli też wywołać skandalu, który niewątpliwie wybuchłby w chwili, gdy do dyrekcji szkoły dotarłoby, że ze sobą sypiają. Jakby nie było, kontakty seksualne pomiędzy mężczyznami nadal dla większości ludźmi, były czymś wywołującym obrzydzenie. Prawdą jednak było, iż wszyscy wiedzieli, że w męskim akademiku dochodzi do takich zdarzeń, ale dopóki nikt nie został na tym przyłapany, rada nauczycielska zamiatała ten problem pod przysłowiowy dywan. Z drugiej jednak strony akademik obecnie był prawie pusty, większość uczniów zjedzie wróci do szkoły dopiero jutro, więc ryzyko było minimalne.
Musiał też przyznać sam przed sobą, że nie chęć zatrzymania szatyna na noc spowodowana jest po prostu zazdrością. Może i nie podejrzewał Kiby o chęć przyprawienia mu rogów, ale nie zmieniało to faktu, iż Naruto był zbyt urodziwy, co wywoływało w nim mieszane uczucia. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego jego chłopakowi nie podobało się, że jego współlokator jest taki przystojny. Nie, żeby kiedykolwiek myślał o Uchihe w ten sposób, poza tym wszyscy wiedzieli, że Sasuke jest zdeklarowanym hetero. Z tego co wiedział miał on nawet dziewczynę, przynajmniej do zeszłego semestru, jak się teraz sprawy miały, nie miał pojęcia. Tak naprawdę niespecjalnie go to interesowało, chociaż większość uważała ich za swego rodzaju przyjaciół, co zdecydowanie było przesadą, przynajmniej w jego odczuciu. Uczęszczali do jednej klasy, dzielili wspólnie pokój, wiadome było, że ciężko w takiej sytuacji nie rozmawiać ze sobą. Chociaż, jeżeli chodzi o czarnowłosego, to wszystko było możliwe. Ten człowiek nie utrzymywał kontaktów prawie z nikim, był swego rodzaju outsiderem, co paradoksalnie sprawiało, iż cieszył się powszechnym zainteresowaniem.
W pokoju Kiby i Naruto zastał jedynie Uchihę, na jego pytanie o blondyna tamten wzruszył tylko ramionami w geście świadczącym o tym, że nie wie gdzie jest i nie interesuje go to zbytnio – cały Sasuke.
Szybko dogadał się z chłopakiem, który bez problemu poszedł mu na rękę, nie obeszło się jednak od upomnienia, aby wraz z Kibą trzymali się swojej strony pokoju. Przecież oczywiste było, że nie mieli zamiaru baraszkować na łóżku Uchuhy, więc jego zdaniem ta uwaga ze strony chłopaka, była zbędna.
Szybko zebrał potrzebne szatynowi na jutro rzeczy i wraz Sasuke ruszyli do swojego pokoju, skąd czarnowłosy chciał zabrać mundurek i przybory toaletowe. Piętnaście minut później, gdy jego współlokator wyszedł, na jego ustach pojawił się wiele mówiący uśmieszek. W oczach swojego ukochanego ujrzał rodzące się pożądanie i już wiedział, iż tej nocy nie pośpią za wiele, bez słowa wziął szatyna w ramiona i nakrył jego usta swoimi, łącząc się z nim w długim i namiętnym pocałunku.

***

Gdy Naruto wrócił do swojego pokoju, jego dobry humor, wywołany zjedzeniem trzech miseczek ramenu, natychmiast się ulotnił. Na łóżku Kiby ujrzał siedzącego w samych bokserkach współlokatora Nejiego, który nie zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem, najzwyczajniej w świecie wycierał ręcznikiem mokre włosy. Najwidoczniej niedawno wyszedł spod prysznica, co natychmiast wywołało dziwne wizje w umyśle blondyna. Pokręcił głową nie dowierzając, że jego wyobraźnia była na tyle bezczelna, aby podsuwać mu takie obrazy. Prawdę mówiąc, lekko go to zszokowało, dlatego omijać wzrokiem roznegliżowanego chłopaka, ruszył w stronę swoje łóżka, aby po chwili paść na nie całym ciężarem, ukrywając przy tym rozpaloną twarz w pachnącej cytrynowym płynem do płukania poduszce. To było dla niego zdecydowanie za wiele, właśnie miał wizje nagiego faceta pod prysznicem, co się z nim dzieje?!
Zajęło mu chwilę dojście do siebie na tyle, aby móc w końcu spojrzeć na siedzącego nieopodal chłopaka. Nie zdziwiło go, że tamten ponowie utkwił nos w książce ignorując całkowicie jego obecność. Nie wiedząc czemu ten widok sprawił, że ogarnęła go złość, bez zastanowienia podniósł się z posłania i podszedł do czarnowłosego, aby wyrwać mu bez pardonu trzymaną w ręku powieść.

– Można wiedzieć, co ty tu jeszcze robisz? – warknął, ignorując całkowicie zimne spojrzenie onyksowych tęczówek.
– Nie widać?  - prychnął w odpowiedzi chłopak, wyrywając mu jednocześnie z dłoni książkę, którą zabrał mu chwile wcześniej.
– Mój wzrok ma się dobrze, a ty zdecydowanie nie wyglądasz jak mój współlokator, draniu! – burknął. Za nic w świecie nie miał zamiaru odpuścić, nie chciał go w swoim pokoju i nie miał zamiaru tego ukrywać.
– Nazywam się Sasuke Uchiha, młotku! – poinformował lodowato.
– Kogo ty nazywasz młotkiem, draniu?! – wściekł się blondyn.
– Pretensje kieruj do Nejiego i jego kochasia, a jak ci się coś nie podoba to zawsze możesz iść do tej dwójki, jestem pewien, że nie będą mieli nic przeciwko trójkącikowi – stwierdził złośliwie, uśmiechając się przy tym perfidnie.
– Jestem hetero! – oburzył się blondyn.
– A nie wyglądasz – z gardła chłopaka wydobył się stłumiony przez dłoń chichot.
– Z czego się ryjesz? – burknął zbity z tropu Naroto.
– Połowa akademika to homo lub bi, coś czuje, że będzie wesoło jak cię wypatrzą – wyjaśnił.
– Połowa? – Uzumaki pokręcił głową z niedowierzaniem. – Czekaj… czekaj, a dlaczego będzie wesoła jak mnie wyczają? – spytał podejrzliwie, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
– Spójrz w lustro i dodaj dwa do dwóch – uśmiechnął się perfidnie.
– Ale ja jestem hetero! – powtórzył stanowczo, gdy dotarł do niego sens wcześniejszej wypowiedzi chłopaka.
– Teraz może i tak, ale kto wie jak to się skończy jak wezmą cię w obroty. Wiesz jak to jest, akademik pełen napalonych nastolatków, niektórzy z nich w innych okolicznościach nie zwróciliby uwagi na tą samą płeć, ale męskie internaty żądzą się innymi prawami – wyjaśnił nie bez złośliwości.
– Ale ty jesteś normalny? – spytał dla pewności nie ukrywając swojej podejrzliwości.

Nawet nie zauważył momentu, w którym ich rozmowa zaczęła wyglądać względnie normalnie, a jego złość ulotniła się całkowicie. Może nie do końca podobał mu się ton jakiego używał czarnowłosy, ale przynajmniej nie miał już ochoty mu przywalić, a to już coś.

– Lubię dziewczyny, jeżeli o to ci chodzi. Tak więc, wybacz mi złociutki, ale nie jesteś w kręgu moich zainteresowań.
– I dobrze, przynajmniej nie będą musiał się bać o swój tyłek dzisiejszej nocy – odciął się Naruto.
– Czyżbyś łaskawie pozwalał mi przekimać w tym samym pokoju, młotku? Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? – spytał z udawanym zdziwieniem.
– Jestem Uzumaki Naruto! I przestań z łaski swojej nazywać mnie młotkiem! Poza tym wygląda na to, że nie mam wyboru, nie chcę sprawiać Kibie problemu, a niewątpliwie jakbym cię wyrzucił, to przeszkodził bym mu w randce ze swoim chłopakiem – burknął zmieszany.
– Widzę, że możemy się dogadać. A teraz wybacz, ale mam do skończenia rozdział, zanim się położę, więc łaskawie skieruj te swoje cztery litery na drugą stronę pokoju i postaraj się być w miarę cicho – to powiedziawszy otworzył książkę i rozpoczął szukanie strony, którą czytał, zanim mu przeszkodzono.
– Co czytasz? – zaciekawił się blondyn, wcale niezrażony tym, iż ewidentnie został odprawiony.
– Thriller – padła krótka odpowiedź.
– O czym jest? – dopytywał dalej jednocześnie klękając na łóżku i zaglądając brunetowi przez ramię.
– Tu nie ma obrazków – stwierdził ironicznie Uchiha.
– Przecież wiem – burknął speszony Naruto.
W duchu dziękował za swoją ciemną karnację, bo czuł, że się rumieni. Sam nie wiedział czemu to zrobił, ale gdy już się nachylił nad Sasuke, a do jego nozdrzy dotarł męski zapach, który otaczał czarnowłosego, natychmiast tego pożałował. Odsuwając się gwałtownie, stracił równowagę i zleciał z łóżka, boleśnie tłukąc sobie siedzenie. Nie komentując lekceważącego prychnięcia czarnowłosego, podniósł się z podłogi. Po czym, starając się zachować jak najwięcej godności, ruszył do łazienki, zabierając po drodze piżamę, świeżą bieliznę i ręcznik kąpielowy.
Gdy pół godziny później wszedł do pokoju, jego tymczasowy współlokator już spał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Sam Naruto nie wiedząc czemu przewracał się z boku na bok jeszcze przez kilka godzin, starając się zasnąć. Z jakiegoś jednak powodu bliska obecność leżącego obok chłopka wytrącała go z równowagi psychicznej, nie chciał jednak zastanawiać się nad tym, co mogło być tego przyczyną. Nawet sam przed sobą nie chciał się przyznać do tego, że po prostu czuł do czarnowłosego pociąg fizyczny. Gdyby to zrobił musiałby zaakceptować fakt, że jest gejem, a przynajmniej bi, co dla nikogo w takiej sytuacji nie byłoby łatwe. Na szczęście i jemu udało się w końcu odpłynąć w ramiona Morfeusza, chociaż był to wyjątkowo niespokojny sen. 

czwartek, 14 listopada 2013

Pod osłoną nocy - Rozdział I

Tym razem paring NaruSasu albo SasuNaru jak kto woli :D
Oczywiście muszę też zaznaczyć iż będzie to dłuższe opowiadanie oraz przeprosić z góry za nie wyłapane błędy –  jak to się mówi – najtrudniej jej poprawić samego siebie, a raczej swoje własne błędy.
Gomen
Lena

******************************************************************

Przed wejściem do okazałego budynku z połowy osiemnastego wieku zatrzymał się z piskiem opon srebrny Aston Martin. Naruto siedzący na fotelu pasażera przełknął głośno ślinę. Jego ściśnięty żołądek już od rana dawał o sobie znać, a z minuty na minutę było coraz gorzej. Jego błękitne oczy z uwagą lustrowały otoczenie, a mina jasno wskazywała na to, że najchętniej znalazłby się gdziekolwiek indziej, tylko nie w tym miejscu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że cokolwiek nie powie sprawa jest i tak już przesądzona.

– Nie rób takiej miny, zobaczysz, że ci się tu spodoba. Twój ojciec byłby szczęśliwy wiedząc, że będziesz uczęszczał do tej szkoły. Poza tym mają tu świetną sekcję pływacką – starał się pocieszyć chrześniaka Jiraiya.
– Mów za siebie, to nie ty będziesz musiał przebywać na co dzień z tą bandą snobów – parsknął poirytowany blondyn.
– Wiesz, że często wyjeżdżam, dlatego ta szkoła jest najlepszym wyborem w tej sytuacji. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale wierzę w to, że w końcu przyzwyczaisz się do nowego życia – westchnął białowłosy.
– Mam już siedemnaście lat, przecież spokojnie mógłbym chodzić do szkoły publicznej, nawet jeżeli musiałbym co jakiś czas pomieszkiwać sam – nie dawał za wygraną.
– Naruto, przerabialiśmy to już tyle razy. Zrozum w końcu, że chcę dla ciebie jak najlepiej dlatego wybrałem dla ciebie tę placówkę. Nie wiem w czym widzisz kłopot, przecież w Stanach też chodziłeś do szkoły z internatem, więc nie powinno to być dla ciebie problemem – tłumaczył spokojnie.
– Nieważne – burknął chłopak, jednocześnie sięgając dłonią do klamki, aby otworzyć drzwi od strony pasażera.

Chwilę potem w jego ślady poszedł starszy mężczyzna. Wyciągając walizkę blondyna z samochodu po raz kolejny zastanawiał się nad niechęcią chłopaka do szkół z internatem. Cokolwiek było jednak tego przyczyną, Naruto nie kwapił się z wyjaśnieniem mu tego, co napawało go smutkiem. Jego chrześniak bardzo zmienił się przez ostatnie lata, już nie przypominał tego wiecznie roześmianego, hałaśliwego dzieciaka, którego wybryki przyprawiały go o ból głowy. Prawdą jednak było to, iż kochał go jak rodzonego syna i nie mógł patrzeć na to co się z nim stało. Zdawał sobie wprawę z tego, że gdyby Minato nie umarł, jego syn miałby dużo lepsze dzieciństwo. Sam nie potrafił wyzbyć się żalu związanego z tym iż pozwolił Kushinie zabrać sześcioletniego wówczas Naruto do Stanów. Nie był jednak w stanie wygrać z matką chłopaka, żaden sąd nie przyznałby mu praw do opieki nad nim z czego zdawał sobie wówczas sprawę.
W duchu przeklinał dzień w którym przedstawił przyjacielowi tę kobietę. Z drugiej jednak strony, gdyby nie to, na świecie nie byłoby teraz jego chrześniaka. Westchnął w duchu. Los bywa niesamowicie przewrotny.

– Chcesz żebym wszedł z tobą? – spytał dla pewności, chociaż doskonale wiedział jaką uzyska odpowiedź.
– Nie, dzięki. Dam sobie radę sam – usłyszał lakoniczną odpowiedź.
– W takim razie widzimy się w święta – westchnął, przygarniając do siebie chłopaka. Nie zwracał uwagi na protesty nastolatka, który nie przywykł do okazywania sobie w ten sposób uczuć. – Pozdrów Irukę i dbaj o siebie – mruknął jeszcze, wypuszczając blondyna z objęć.
– Jasne – burknął speszony.

Naruto odprowadził wzrokiem odjeżdżający samochód w duchu wyzywając się od najgorszych. Wiedział, że swoim zachowaniem rani chrzestnego, ale nie był w stanie się przemóc. To wszystko działo się po prostu zbyt szybko. Jeszcze miesiąc temu Jiraiya był dla niego tylko mglistym wspomnieniem z czasów kiedy mieszkał z ojcem. Oczywiście pamiętał, iż mając sześć lat wprost ubóstwiał swoich dwóch przyszywanych wujków, ale od tamtego czasu nie miał z nimi kontaktu przez co ich relacje się zatarły. Prawdą jest też to, że przez ostatnie jedenaście lat w głębi serca tęsknił za nimi, aczkolwiek nie potrafił się przemóc i otworzyć na to uczucie. Zdawał sobie sprawę, że to tchórzostwo z jego strony, ale utracił już tak wielu ludzi których kochał, nie chciał znów przeżywać tego samego.
Westchnął patrząc po raz ostatni na okazałą bramę, za którą jeszcze niedawno zniknął samochód jego chrzestnego. Chwytając dłonią stojącą obok walizkę, odwrócił się stronę masywnych drzwi prowadzących do akademika w którym będzie od tej pory mieszkał.
Zanim jednak zrobił chociażby jeden krok poczuł instynktownie, że jest obserwowany. Rozejrzał się po otoczeniu, niestety nikogo nie zauważył. Miał nadzieje, że nie popadła w paranoje. Ignorując dreszcze przeszywające jego ciało ruszył w stronę wejścia do budynku. Zanim jednak jego dłoń dotknęła masywnej klamki, wrota otworzyły się a on sam wylądował na ziemi przygnieciony przez jakiegoś chłopaka, który jak gdyby nigdy nic wtulał się w niego pochlipując mu w koszulkę.

– Kiba, opanuj się – warknął stojący w progu czarnowłosy chłopak, którego białe tęczówki patrzyły z politowaniem na łkającego nastolatka, który przygniatał swym ciężarem oszołomionego blondyna.
Naruto spojrzał zmieszany na górującą nad nim postać, starając się jednocześnie uwolnić z uścisku tulącego się do niego szatyna.  Cała ta sytuacja była dla niego niezręczna.

– Jestem Neji Hyuga – przedstawił się uprzejmie czarnowłosy, jednocześnie starając się oderwać od blondyna swojego towarzysza. -  Wybacz Kibie, ale odbiło mu jak tylko zobaczył twoje nazwisko na liście przydziałów pokoi – dodał, uśmiechając się przy tym krzywo.
– Naru… - jęknął tamten w chwili, gdy został brutalnie pochwycony i oderwany od swojego przyjaciela z dzieciństwa.
– Kim ty… - nie dokończył Uzumaki, ponieważ w chwili, gdy jego oczom ukazała się twarz szatyna, zrozumiał kogo ma przed sobą. – Ki? – spytał niepewnie.
– Mówiłem ci, że on będzie mnie pamiętał! – krzyknął uradowany nastolatek, starając się wyrwać z ramion swojego towarzysza, który mu to skutecznie uniemożliwiał.
– Jak obiecasz, że będziesz grzeczny to cię puszczę – westchnął z rezygnacją Neji.
– Słowo skauta – oznajmił bez chwili wahania Inuzuka. – Tęskniłem, Lisku – wymruczał ponownie wtulając się w blondyna, chwilę po tym jak został uwolniony z niedźwiedziego uścisku ramion czarnowłosego.
Nad jego głową dwójka chłopców wymieniła spojrzenia jasno świadczące o tym iż uważają szatyna za godnego politowania.
Naruto dla świętego spokoju poklepał niezdarnie po plecach przyjaciela z dzieciństwa, po czym odsunął się nieznacznie.

– Kopę lat, Ki – odezwał się, uśmiechając się nieznacznie.
– Nic się nie zmieniłeś, Naru. Nadal wyglądasz jak śliczna dziewczyna – wykrzyknął z zachwytem Kiba, po jego słowach na kilka sekund zapadła niezręczna cisza.
Neji chrząknął znacząco, widząc, że słowa jego chłopaka wywołały rumieniec wstydu na policzkach blondyna. Miał nadzieje, że szatyn zrozumie co chciał mu przekazać, chociaż na ogół nie grzeszył bystrością.
Niestety tak jak przypuszczał jego ukochany nieświadomy swojej gafy, ciągnął właśnie zawstydzonego Naruto w stronę ich wspólnego pokoju.
Widząc to mimowolnie poczuł ukłucie zazdrości. Inuzuka zawsze był dość otwarty i przyjacielski, żeby nie powiedzieć głośny i nachalny, ale jego stosunek do blondyna był jak na gusta Hyuga zbyt swobodny.
Może i by się tym nie przejął, gdyby nie zniewalająca uroda nowo przybyłego. Musiał przyznać, że Kibia miał rację mówiąc, że Uzumaki wygląda jak śliczna dziewczyna. Jego delikatne rysy twarzy oraz wielkie błękitne oczy, których odcień był piękniejszy niż najczystsze niebo oraz blond włosy, tak nietypowe dla Japończyków, czyniły go niezwykle interesującym. Co tu dużo mówić, Naruto był po prostu piękny. Czarnowłosy zdawał sobie sprawę z tego, że to określenie nie pasuje do mężczyzny, ale słowo „przystojny” w przypadku tego nastolatka wydawało się wręcz nie na miejscu.
Prawdę powiedziawszy, gdy kilka minut temu po raz pierwszy ujrzał chłopaka, niemal nadludzką siłą woli pohamował wyraz zachwytu cisnący mu się na twarz. I pomyśleć, że te chodzący ideał o brzoskwiniowej cerze od dziś będzie dzielił pokój z jego chłopakiem. Jęknął w duchu na samą myśl jakie katusze będzie musiał przechodzić, wyobraźnia już podpowiadała mu niestworzone rzeczy. Na samą myśl, że ta dwójka będzie spała w jednym pomieszczeniu żołądek podchodził mu do gardła. Z drugiej strony, blondyn wyglądał jak typowy uke, o ile oczywiście był gejem w co wątpił.
Jedynym pocieszeniem dla niego było to, że Kiba zdecydowanie wolał męski typ. Sam nie był za wysoki, mierzył zaledwie metr siedemdziesiąt pięć centymetrów, lecz o dziwo był wyższy niż Uzumaki, który na oko miał około metra siedemdziesięciu.
Przełknął głośno ślinę w chwili, gdy zdał sobie sprawę, że jego wzrok już zbyt długo spoczywa na zgrabnych pośladkach przyjaciela swojego chłopaka. Pokręcił gwałtownie głową starając się odpędzić natrętne myśli.

– Neji, idziesz? – jego rozmyślania zostały przerwane przez szatyna, który z promiennym uśmiechem wskazał mu na wejście do swojego pokoju, który miał dzielić z przyjacielem z dzieciństwa.
– Nie – burknął, zdecydowanie musiał ochłonąć. Cała ta sytuacja wytrąciła go z równowagi. – Idę wziąć prysznic. Wpadnij do mnie za pół godziny?
– Jasne – potwierdził, po czym cmoknął go w usta i zniknął za drzwiami swojej sypialni.

Czarnowłosy jeszcze przez chwilę stał i patrzył tępym wzrokiem w miejsce, gdzie zniknął jego partner po czym wszedł do swojej kwatery, która znajdowała się naprzeciw tej którą zajmował jego kochanek.

***

– I jak? – spytał radośnie Kiba, siadając obok blondyna na jednym z łóżek.
– I jak, co? – spytał Naruto, który z nic nie potrafił zrozumieć o co pyta go przyjaciel.
– Jak ci się podoba mój chłopak, oczywiście – oznajmił wprost z błogim uśmiechem na ustach i wyrazem rozmarzenia w oczach. – Jest super, co nie? Taki męski i przystojny.
Blondyn spojrzał z niedowierzaniem na swojego współlokatora i byłego towarzysza zabaw z dzieciństwa. Nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia, biorąc pod uwagę swobodę z jaką Kiba przekazał mu taką nowinę. Nigdy nie domyśliłby się, że jest gejem i do tego tak otwarcie o tym mówiącym.

– No chyba jest – burknął tylko, nie chcąc ranić uczuć szatyna. Prawdą jednak było to, że w ogóle nie zwrócił uwagi na wygląd towarzysza Kiby.
– Jesteś gejem? – spytał wprost, patrząc na niego z nadzieją w oczach.
– Nie – odpowiedział stanowczo, przynajmniej taką miał nadzieje.
Prawda jednak była taka, że sam nie wiedział jaką ma orientację. Jak do tej pory żadna dziewczyna nie wzbudziła w nim chociażby nikłego zainteresowania, co od jakiegoś czasu napawało go lekką obawą. Z drugiej jednak strony nie czuł tez żadnego pociągu do facetów, więc w gruncie rzeczy sam nie wiedział jak to naprawdę z nim jest. Miał po prostu nadzieje, że nie trafił do tej pory na tą odpowiednią dla siebie kobietę. Nie miał jednak zamiaru zwierzać się ze swoich rozterek siedzącemu obok chłopakowi. Przynajmniej nie na chwilę obecną.

– Ehhh… szkoda. W takim przypadku chyba nici z podwójnej randki – jęknął. – Gdybyś jednak zmienił zdanie to Neji ma fajnego kolegę z którym mógłby cię zapoznać – westchnął przeciągle, kładąc bez skrępowania głowę na kolanach blondyna.
– Mówił ci już kiedyś ktoś, że masz nierówno pod sufitem? – spytał przekornie blondyn.
– Już wiem! – krzyknął uradowany, wcale nie zrażony wcześniejszą uwagą przyjaciela. – Jak pójdziesz ze mną na podwójną randkę to postawię ci ramen!
– No to gdzie i kiedy? – spytał odruchowo blondyn zanim zdążył pomyśleć co w ogóle mówi.
Jak na komendę obaj wybuchli śmiechem w chwili, gdy dotarł do nich sens tego na co przed chwilą zgodził się Uzumaki.
Naruto nie pamiętał już kiedy ostatnio śmiał się tak szczerze. W tym momencie uświadomił sobie, że właśnie tego mu brakowało. Nie zdając sobie sprawę z tego co robi chwycił za ramiona Kibę i podnosząc chłopaka do pozycji siedzącej usadowił go sobie na kolanach i najzwyczajniej w świcie wtulił się w miękkie ciało przyjaciela.

 ***

Gdy kilkanaście minut później został sam w pokoju na jego twarzy nadal gościł uśmiech. Rozpakowując swoje rzeczy rozmyślał o przewrotności losu. Jeszcze parę godzin temu był przekonany, że znów czeka go samotna egzystencja w zimnych murach snobistycznej szkoły. Teraz jednak w jego sercu po raz pierwszy od dawna pojawiła się nadzieja. To ona sprawiła, że wewnętrzny mur jakim się do tej pory otaczał został zarysowany. A najwspanialsze w tym wszystkim było to, że wcale go to nie martwiło. Wręcz przeciwnie. Jakiś nieśmiały wewnętrzny głos szeptał mu w zakamarkach podświadomości, iż dzisiejszy dzień stanie się wyznacznikiem jego nowego życia, całkowicie innego od tego, które prowadził od jedenastu lat.
Gdy wszystkie rzeczy zostały już wypakowane, wsunął pustą już walizkę pod łóżko i włączył laptopa. Chwilę później w pomieszczeniu słychać już było dźwięki jego ulubionej muzyki a on sam wsunął się do łazienki, gdzie stały już ułożone wcześniej przez niego kosmetyki. Cieszyło go to, że w akademiku nie było wspólnych natrysków. W jego wcześniejszej szkole miał przez to niemałe kłopoty, między innymi dlatego nie chciał ponownie uczęszczać do męskiej placówki. Tym razem jednak czuł, że będzie inaczej. Może dlatego, iż miał w końcu przy sobie jakąś przyjazną duszę? W każdym bądź razie przyrzekł sobie, że od dziś pozostawia swoją przeszłość za sobą. Nie chciał już jej rozpamiętywać. Znalazł się teraz w nowym miejscu, gdzie będzie mógł rozpocząć wszystko od samego początku.
Chichocząc pod nosem rozebrał się i wszedł pod prysznic. Chwilę później pisnął z zaskoczenia, gdy trysnęła na niego lodowata woda, odsuwając się lekko, tak, aby nie leciał na niego bezpośredni strumień, szybko ustawił pasującą mu temperaturę.
Kilka minut później namydlając swoje ciało żelem o zapachu czekoladowym pogwizdywał wesoło w rytm dobiegającej z pokoju melodii. Nie śpieszył się zbytnio, pozwalając, aby jego spięte do tej pory mięśnie znalazły trochę ukojenia, poza tym jego współlokatora nie było więc mógł sobie pozwolić na zajmowanie łazienki przez dłuższy czas. Kiba uprzedził go przed wyjściem, że może nie być go nawet przez kilka godzin.
Oczywiście nie pytał co ma zamiar robić przez ten czas, mina szatyna jasna wskazywała na cel jego wizyty u swojego chłopaka. Zachichotał, gdy przed oczami ukazała mu się twarz przyjaciela tuż przed wyjściem. Można śmiało powiedzieć, że wyglądał jak mały kotek który zaraz ma otrzymać porcję ukochanej przez siebie śmietany.
Gdy wyszedł z kabiny, zdał sobie sprawę, że przez nieuwagę wziął najmniejszy ręcznik z zestawu, odetchnął z ulgą mając świadomość, że jego współlokatora nie ma. Dziwnie by się poczuł, gdyby ten miałby go zobaczyć prawie nagiego. Jeszcze nie przywykł do myśli, że Kiba jest gejem. Na przyszłość obiecał sobie jednak, że będzie zabierał ze sobą ubrania na zmianę do łazienki, aby uniknąć krepujących sytuacji.
Owinąwszy ręcznik wokół bioder, który notabene zakrywał niewiele, wszedł do pokoju. Sekundę później zamarł. Na łóżku współlokatora siedział obcy dla niego chłopak, będący jednocześnie posiadaczem pary najpiękniejszych oczu jakie Naruto w życiu widział. Jęknął w duchy, gdy zrozumiał jakim torem podążają jego myśli. Sekundę później zdał sobie sprawę, że wpatruje się w te onyksowe tęczówki z najprawdopodobniej głupkowatym wyrazem twarzy. Uświadomił sobie również iż mimo swojego piękna, patrzą one na niego wyjątkowo zimno. Co o dziwo pozwoliło mu uwolnić się z tego uroku w który dał się złapać w chwili gdy je ujrzał.

– Można wiedzieć kim jesteś i co tu robisz? – warknął lekko ochrypłym głosem, zły na samego siebie za uczucia jakie wywołał w nim nieznajomy. 
– Inuzuka, okupuje mój pokój – oznajmił sucho czarnowłosy, po czym przeniósł wzrok na czytaną wcześniej książkę.

Naruto prychnął pod nosem urażony zachowaniem chłopaka. Bez dalszych wyjaśnień zrozumiał, iż ma przed sobą współlokatora Nejiego oraz, że najzwyczajniej w świecie owa osoba ma zamiar go ignorować. „Drań” przeszło mu przez myśl i już wiedział, że od teraz tak będzie nazywać tego gościa.
Wyciągając z szafki świeżą bieliznę i czyste ubrania zastanawiał się czy Kiba jest zazdrosny o to, iż jego kochanek dzieli jedną sypialnię z najprzystojniejszym facetem jaki chodzi po tym świecie. „Stop! O czym w ogóle ja myślę!” - przeraził się tokiem swojego rozumowania. Bez chwili zwłoki umknął do łazienki, gdzie założył na siebie czarne rurki i pomarańczową koszulę bez rękawów po czym ponownie wrócił do sypialni, gdzie ignorując intruza założył buty i bez słowa wyszedł na korytarz. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą a jego serce, które do tej pory biło jak szalone zaczęło się stopniowo uspokajać.
Gdy wróciła mu już jasność myślenia, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie co ma dalej robić. Chęć ucieczki od burzącego jego spokój ducha osobnika była tak silna, iż nie zastanowił się nawet co ma z sobą zrobić, gdy już uwolni się od przytłaczającej go obecności czarnowłosego. Tak naprawdę to nawet nie wiedział gdzie znajduje się pokój Nejiego, a nawet gdyby to i tak pewnie zastałby ich w dwuznacznej sytuacji. W takiej sytuacji postanowił, że najlepiej będzie jeżeli po prosu rozejrzy się trochę po terenie placówki. Przy okazji trochę ochłonie, miał jednak cichą nadzieję, że intruz zdąży się już ulotnić do jego powrotu.
Trzy godziny później miał się jednak przekonać, że w życiu nie zawsze ma się to czego się pragnie.



niedziela, 13 października 2013

Bleach - One-shot nr 1

Witam,
To mój pierwszy blog o tematyce yaoi, dlatego też z góry proszę wszystkich o wyrozumiałość.
Gdzieś w głębi swojej świadomości mam jednak nadzieję, że moja twórczość przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury,
Lena

***********************************************************

Fandom: Bleach
Paring: Byakuya Kuchiki x Renji Abarai
Kategoria: +18

***********************************************************

Minęła północ. Bezchmurne niebo przyozdobione morzem gwiazd zachęcało do podziwiania swojego majestatu. Jednak siedzący na werandzie brunet nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Jego myśli zaprzątnięte były zupełnie czym innym. Popijając sake starał się zapanować nad ogarniającą go melancholią. Dzisiejszego dnia miało pięćdziesiąt lat od śmierci jego żony Hisany, kobiety która uratowała go przed niewyobrażalną hańbą. Był jej za to niezwykle wdzięczny, na swój sposób darzył ją nawet uczuciem, chociaż było ono zgoła odmienne od tych które powinno się obdarzać współmałżonkę. Zdawał sobie sprawę z tego, że większość mieszkańców Seireitei uważało, że była ona jego jedyną miłością. Jako głowa rodziny Kuchciki i kapitan szóstego oddziału Gotei 13 starał się podtrzymać te wyobrażenia. Prawda była jednak zupełnie inna, nie mogła ona jednak nigdy ujrzeć światła dziennego. To by zniszczyłoby status jego klanu. Jako głowa jednego z czterech rodzin szlacheckich należących do uprzywilejowanych w całym Soul Society, nie mógł do tego dopuścić. Taka była jego powinność, duma nie pozwalała mu na to aby postąpić inaczej. Dlatego też od prawie stu lat cierpi niewyobrażalne męki, starając się zapanować nad własnymi pragnieniami. Tylko dwie osoby wiedziały o jego cierpieniu, obie już nie żyły. Zarówno Hisana jak i Kaien odeszli, pozostawiając go samego już wiele lat temu.
Do niedawna nie miało to jednak dla niego znaczenia, przynajmniej dopóki porucznikiem w jego dywizji nie został mianowany Renji Abarai, to za jego sprawą znów padł ofiarą tych niegodnych swojego stanowiska i statusu społecznego uczuć.
On Byakuya Kuchciki po raz drugi w życiu był zakochany. Los jednak ponownie z niego zakpił, jego zainteresowanie znów wzbudził mężczyzna. Po śmierci Kaiena myślał, że jego serce już na zawsze zostanie pogrzebane wraz z nim, jednak stało się inaczej, ku jego ogromnej rozpaczy.
Chociaż zdał sobie sprawę ze swojej odmiennej orientacji już przeszło sto lat temu, to jednak nadal się z tym nie pogodził. Do tej pory pamiętał chwilę w której poczuł coś do mężczyzny, było to w dniu kiedy na stanowisko vice kapitana trzynastego oddziału Gotei 13 Ukitake mianował jednego z członków podupadłego klanu szlacheckiego Shiba. Gdy po raz pierwszy spojrzał w oczy nowemu porucznikowi zatracił się całkowicie i nieodwracalnie. I nawet po jego śmierci był wierny temu uczuciu, przynajmniej do niedawna.
Był wdzięczny losowi iż Rukia jego przybrana siostra jest w Świecie Żywych, wypełniając swoje obowiązki jako shinigami. Obawiał się, że jako jedyna mogłaby odkryć jego sekret. Znała go zbyt dobrze, aby nie zauważyć jego uczuć w stosunku do Abaraia.
Zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał stłumić w sobie tą miłość, tym bardziej, że Renji był przyjacielem Ruki, co komplikowało dodatkowo sprawę.
Była już trzecia w nocy kiedy postanowił, że najwyższa pora położyć się spać. Rano miał zebranie Kapitanów w siedzibie pierwszego oddziału, nie mógł sobie więc pozwolić na dłuższe wylegiwanie się w łóżku. Z cichym westchnieniem podniósł się z dębowego parkietu i ruszył chwiejnym krokiem w kierunku swojej sypialni. Niedługo później zapadł w sen, w którym znów zagościł czerwonowłosy shinigami.

Słońce świeciło niemiłosiernie, dając siwe znaki obu stojących naprzeciw siebie mężczyzną. Jednak ani Renji, ani Ikkaku nie zwracali uwagi na lejący się strumieniami po ich półnagich ciałach pot. Koncentrowali się na sobie obserwując się z czujnością, czekając na kolejny ruch przeciwnika. Nie zwracali uwagi na to, że na placu treningowym szóstego oddziału zebrał się już spory tłum, pragnąc obejrzeć pojedynek między pułkownikiem Abaraiem, a trzecim oficerem jedenastej dywizji. W śród osób obserwujących te zmagania znaleźli się także kapitanowie Kuchciki i Zaraki, co sprawiało, że mężczyźni walczyli jeszcze bardziej  zażarcie nie chcąc zbłaźnić się przed swoimi dowódcami. Jednak pomimo tego, że różnili się rangą walczyli na wyrównanym poziomie. Nikogo to nie dziwiło, nie od dziś było wiadomo, że Madarame jakby zechciał mógłby znaleźć się na wyższym stanowisku, oznaczałoby to jednak odejście z oddziału Kempachiego, co dla tego shinigami byłoby porażką. Właściwie tylko Abarai i Yumichika, będący jego przyjacielem, zdawali sobie sprawę z tego, że Ikkaku już dość dawno opanował formę bankai swojego zanpakuto, dzięki czemu mógłby zostać nawet kapitanem, gdyby tego pragnął. Jego marzeniem i powołaniem było jednak stać u boku Zarakiego, który był dla niego wzorem i autorytetem, dlatego też ukrywał swoje zdolności. Był szczęśliwy jako członek jedenastego oddziału, nawet jeżeli oznaczało to pozostanie na stanowisku zwykłego oficera.
Renji starał się skupić całą swoją uwagę na przeciwniku, jednak było to trudne zważywszy na fakt, że jego zmagania z Madaramą obserwował Byakuya. Każdą komórką swojego ciała odczuwał na sobie obojętne spojrzenie swojego dowódcy, który nie spuszczał z niego wzroku. Przeklinał się w myślach za to, że zdecydował się stoczyć przyjacielski pojedynek akurat w tym miejscu. Gdyby walka odbywała się na placu treningowym jedenastej dywizji jego dowódca nie pofatygowałby się, aby przyjrzeć się jego zmaganiom.
Minęło już półtorej miesiąca odkąd został mianowany na stanowisko porucznika pod dowództwem Kuchikiego. I choć z początku był on dla niego jedynie bratem Ruki i jedyną osobą której umiejętności chce przewyższyć, teraz sytuacja przedstawiał się zgoła inaczej. Mimo tego, że starał się wyprzeć się pożądania do tego mężczyzny,  było to jednak dla niego coraz trudniejsze. Prawdę mówiąc najchętniej zepchnąłby wszystkie swoje uczucia do Byakuyi w najgłębszą czeluść swojej podświadomości, jednak nie było to takie proste, ku jego wielkiej rozpaczy. Nawet teraz, wiedząc, że każdy jego ruch jest obserwowany przez bruneta, nie potrafił zapanować nad budzącą się w nim żądzą.
Zatopiony w sowich myślach nawet nie zauważył kiedy jego przeciwnik wykorzystał jego chwilową nieuwagę i ciął go kataną przez całą długość klatki piersiowej. Trysnęła krew. Renji opadł na kolana bez sił, ból całkowicie go sparaliżował. Ostatnie co zobaczył zanim ogarnęła go ciemność, były wirujące wokół niego płatki kwiatów wiśni.

  • Dość! – oznajmił stanowczo Kuchciki, oddzielając swojego podwładnego od jego przeciwnika rozproszoną formą swojego zanpakuto.

Wypowiedziany przez niego bezbarwnym głosem rozkaz sprawił, że Madarame mimowolnie cofnął się w przestrachu. Mimo tego, że stojący naprzeciw niego dowódca Renjiego wyglądał jak zwykle na niewzruszonego, to jego reiatsu zdecydowanie mówiło coś zgoła przeciwnego. W energii otaczającej bruneta dało się wyczuć z trudem powstrzymywaną furię, mimo tego, że na twarzy mężczyzny nie drgnął nawet jeden mięsień. Co o dziwo wzbudzało w Ikkaku jeszcze większy lęk. Mimowolnie odetchnął z ulgą, gdy mierzący go do tej pory wzrokiem Byakuya odwrócił się do niego tyłem, zajmując się podnoszeniem z ziemi bezwładnego ciała swojego porucznika.
Nawet jeżeli wszystkim obecnym wokół ten gest wydał się dziwny, to jednak nikt nie odezwał się słowem, gdy Kapitan szóstego oddziału ruszył w stronę wyjścia z terenów dywizji, niosąc na rękach swojego podwładnego.

Zapadł już zmierzch kiedy Renji odzyskał przytomność, ku swojemu zdziwieniu znajdował się w pomieszczeniu całkowicie dla niego obcym.
Podniósł się z futona na którym do tej pory leżał, na jego nagim torsie nie było już widać nawet zadrapania po niedawnej ranie. Widocznie ktoś z czwartej dywizji musiał go uleczyć z pomocną Kido, za co był niezmiernie wdzięczny. Bez zastanowienia ubrał się w starannie ułożone shihakusho, które spoczywało do tej pory obok posłania, na którym dochodził do siebie.
Do jego nozdrzy dotarł zapach kwiatów wiśni, którym przesiąknięta była odzież. Bez zastanowienia wtulił twarz w materiał, rozkoszując się jego miękkością.
Ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia, które prowadziło do ogrodów przynależnych do rezydencji klanu Kuchciki. Nawet jeżeli dziwiło go nieco, że został ulokowany na czas rekonwalescencji w posiadłości swojego dowódcy, nie chciał robić sobie z tego powodu zbytniej nadziej.
Zdawał sobie sprawę z tego, że głowa jednego z najznamienitszych rodów szlacheckich w Soul Society nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Dlatego też postanowił jak najszybciej opuścić teren posiadłości, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji podziękuje swojemu Kapitanowi za gościnność.

  • Dokąd się wybierasz, Renji? – usłyszał cichy głos tuż za sobą.
  • Kapitanie, ja… nie chce nadużywać pańskiej gościnności. – odpowiedział zmieszany, patrząc niepewnie na skrytą w mroku werandy postać swojego dowódcy.
  • Napijesz się ze mną sake, poruczniku? – padło nieoczekiwane pytanie.
  • Ja… -  za wszelką cenę starał się wymyślić jakikolwiek racjonalny powód odmowy, nic sensownego nie przychodziło mu jednak do głowy.
  • To rozkaz. – oznajmił matowym tonem Kuchciki, dając do zrozumienia, że nie przyjmie odmowy.
  • Oczywiście. – westchnął czerwonowłosy, podchodząc do miejsca gdzie siedział jego przełożony.

Godzinę później Abarai musiał przyznać, że jego przełożony ma wyjątkowo mocną głowę, sam z ledwością był w stanie utrzymać się w pionie mimo pozycji siedzącej. Brunet zaś sprawiał wrażenie jakby wypita przez niego sake, była zaledwie wodą. W całej tej sytuacji najgorsze było jednak to, że czym więcej pił, tym większe odczuwał pożądanie w stosunku do swojego towarzysza.
W pewnym momencie napotkał intensywne spojrzenie wpatrzonego w niego Kuchikiego. Niestety jak zwykle nie był w stanie odczytać niczego ze wzroku mężczyzny. Zarumienił się. Było to silniejsze od niego, mimo tego, że zdawał sobie sprawę z tego, że zdradza tym samym przed towarzyszem swoje zmieszanie. Przełknął głośno ślinę.

  • Krępuje cię moje towarzystwo? – zapytał znienacka Byakuya.
  • Ja… - jęknął chłopak, zakłopotany pytaniem przełożonego.
  • Zdajesz sobie sprawę, że twoje reiatsu jest  w tej chwili bardzo wymowne? – przerwał mu brunet.
  • O mój Boże! – krzyknął z przestrachem, starając się jednocześnie podnieść z podłogi, aby oddalić się jak najdalej od swojego kapitana.

Czuł się upokorzony tym, iż jego dowódca zdaję sobie sprawę z jego uczuć w stosunku do niego. Nie chciał nawet myśleć o tym, że będzie musiał kiedykolwiek jeszcze spojrzeć mu w twarz. Zanim jednak zdoła zniknąć z pola widzenia Kuchikiemu ten chwycił go za nadgarstek, uniemożliwiając w ten sposób ucieczkę. Druga ręka mężczyzny powędrowała do jego policzka, obdarzając go delikatną niczym muśnięcie wiatru pieszczotą. Chwilę później wargi mężczyzny przywarły do jego własnych, bez zastanowienia odwzajemnił pocałunek. Doznania jakie przy tym odczuwał nie dało się opisać słowami, w ułamku sekundy ogarnęło go tak silne pożądanie, że mimowolnie jęknął, aby dać temu upust.
Miał wrażenie, że śni. Gdy Byakuya oderwał się od niego, aby pociągnąć go w stronę pomieszczenia w którym przechodził rekonwalescencję przeszło mu przez myśl, że zaraz utraci świadomość w wyniku nadmiaru emocji. Tak się jednak nie stało, zamiast tego został delikatnie pchnięty w stronę posłania na którym wcześniej spoczywał. Kuchciki bez słowa zasuną drzwi, aby po chwili pochylić się nad nim, żeby rozpocząć wcześniej przerwana czynność.
Ich pieszczoty stawały się z chwili na chwilę coraz śmielsze, trudno było stwierdzić w którym momencie oboje stali się całkowicie nadzy. Najważniejsze było, że tym samym ich ciała przestała dzielić jakiekolwiek bariera. Renjiemu w żaden sposób nie przeszkadzało, że jego kochanek nad nim dominował. Kuchciki oderwał się od jego warg, żeby rozpocząć wędrówkę swoich ust po ciele czerwonowłosego. Abarai nie był w stanie powstrzymać cichych okrzyków, które wydobywały się z jego piersi pod wpływem doznań jakich doświadczał. Jego sutki stwardniały w oczekiwaniu na pieszczoty których miały niebawem doświadczyć. Kuchciki jednak nie zamierzał się śpieszyć. Jego język sunął krok po kroku do upragnionego celu, kontemplując przy tym każdy wrażliwy punkt na skórze leżącego pod nim mężczyzny.
Wydawało się, że minęła wieczność zanim wargi bruneta musnęły najczulsze miejsce partnera. Biodra Rendjiego uniosły się w górę, tak aby jego męskość mogła zaznać jeszcze większej przyjemności. Kuchciki uśmiechnął się mimowolnie, gdy jego kochanek wypuścił z świstem powietrze, które do tej pory wstrzymywał. W chwili gdy palce bruneta, jeden po drugim zgłębiały się w niego przygotowując go tym samym na dalsze doznania, usta Byakuyi doprowadzały go niemal na skraj szaleństwa. Sam już nie wiedział co czuje, ból czy rozkosz. Oba te czynniki zdawały się mieszać ze sobą doprowadzając go na skraj wytrzymania. Z jego gardła wydobył się krzyk, gdy doświadczył spełniania. Wciąż przeżywając zadane mu przez partnera doznania nawet nie poczuł, gdy ten wtargnął w niego swoją nabrzmiałą męskością. Kuchciki nakrył jego ciało własnym, wnikając przy tym zarówno swoim członkiem jak i językiem w ciało czerwonowłosego. Resztki spermy które miał w ustach spłynęły do gardła kochanka, a kolejne pchnięcia doprowadzały niemal do obłędu. Jego partner był tak ciasny, że przyjemność której doświadczał była niewyobrażalna. Zaciskające się na jego męskości mięśnie sprawiały, że miał ochotę wyć z rozkoszy. Zdawał sobie sprawę, że jego brutalne wtargnięcie nie pozostało niezauważone przez Abaraia, który po kilku pierwszych pchnięciach zastygł nieruchomo. Ból który mu zadawał szybko jednak ustąpił miejsca niewyobrażalnemu uniesieniu. Na swoim podbrzuszu czuł, że członek Renjiego ponownie twardnieje, co napawało go jeszcze większą ekscytacją. Zupełnie zatracił się w doznaniach, nie zważał już na to, że staję się niemal brutalny. Najważniejsze było aby dać jak najszybciej upust swoi uczuciom. Kolejne pchnięcia, jedno po drugim doprowadzało obu mężczyzn na skraj spełnienia. Byakuya wydał z siebie cichy okrzyk w momencie gdy jego sperma wlewała się we wnętrze kochanka, którego ruchy bioder zdawały się całkowicie zsynchronizowane z jego własnymi. Zanim opadł bez sił, poczuł ciepło na podbrzuszu świadczące o tym, że i jego podwładny osiągnął spełnienie.
Zanim jednak wyszedł z niego, obdarzył współtowarzysza przyjemności najczulszym pocałunkiem jakiego tamten doświadczył. Jego język niemal z namaszczeniem wodził po wargach chłopaka dziękując tym samym za wspólne chwile rozkoszy.


Niedługo później zasnęli mocno wtuleni w swoje ciała. Tej nocy nie padło już ani jedno słowo, bo i nie było takiej potrzeby. Liczyły się tylko czyny, o czym oboje zdawali sobie sprawę. Ich uczuć nie trzeba było wypowiadać na głos, ich serca i tak wiedziały najlepiej do kogo należą.