Witam,
To mój pierwszy
blog o tematyce yaoi, dlatego też z góry proszę wszystkich o wyrozumiałość.
Gdzieś w głębi
swojej świadomości mam jednak nadzieję, że moja twórczość przypadnie wam do
gustu.
Pozdrawiam i
życzę miłej lektury,
Lena
***********************************************************
Fandom: Bleach
Paring: Byakuya Kuchiki x Renji Abarai
Kategoria: +18
***********************************************************
***********************************************************
Minęła północ.
Bezchmurne niebo przyozdobione morzem gwiazd zachęcało do podziwiania swojego
majestatu. Jednak siedzący na werandzie brunet nie zwracał na nie najmniejszej
uwagi. Jego myśli zaprzątnięte były zupełnie czym innym. Popijając sake starał
się zapanować nad ogarniającą go melancholią. Dzisiejszego dnia miało
pięćdziesiąt lat od śmierci jego żony Hisany, kobiety która uratowała go przed
niewyobrażalną hańbą. Był jej za to niezwykle wdzięczny, na swój sposób darzył
ją nawet uczuciem, chociaż było ono zgoła odmienne od tych które powinno się
obdarzać współmałżonkę. Zdawał sobie sprawę z tego, że większość mieszkańców
Seireitei uważało, że była ona jego jedyną miłością. Jako głowa rodziny
Kuchciki i kapitan szóstego oddziału Gotei 13 starał się podtrzymać te
wyobrażenia. Prawda była jednak zupełnie inna, nie mogła ona jednak nigdy
ujrzeć światła dziennego. To by zniszczyłoby status jego klanu. Jako głowa
jednego z czterech rodzin szlacheckich należących do uprzywilejowanych w całym
Soul Society, nie mógł do tego dopuścić. Taka była jego powinność, duma nie
pozwalała mu na to aby postąpić inaczej. Dlatego też od prawie stu lat cierpi
niewyobrażalne męki, starając się zapanować nad własnymi pragnieniami. Tylko
dwie osoby wiedziały o jego cierpieniu, obie już nie żyły. Zarówno Hisana jak i
Kaien odeszli, pozostawiając go samego już wiele lat temu.
Do niedawna nie
miało to jednak dla niego znaczenia, przynajmniej dopóki porucznikiem w jego
dywizji nie został mianowany Renji Abarai, to za jego sprawą znów padł ofiarą
tych niegodnych swojego stanowiska i statusu społecznego uczuć.
On Byakuya
Kuchciki po raz drugi w życiu był zakochany. Los jednak ponownie z niego
zakpił, jego zainteresowanie znów wzbudził mężczyzna. Po śmierci Kaiena myślał,
że jego serce już na zawsze zostanie pogrzebane wraz z nim, jednak stało się
inaczej, ku jego ogromnej rozpaczy.
Chociaż zdał
sobie sprawę ze swojej odmiennej orientacji już przeszło sto lat temu, to
jednak nadal się z tym nie pogodził. Do tej pory pamiętał chwilę w której
poczuł coś do mężczyzny, było to w dniu kiedy na stanowisko vice kapitana
trzynastego oddziału Gotei 13 Ukitake mianował jednego z członków podupadłego
klanu szlacheckiego Shiba. Gdy po raz pierwszy spojrzał w oczy nowemu
porucznikowi zatracił się całkowicie i nieodwracalnie. I nawet po jego śmierci
był wierny temu uczuciu, przynajmniej do niedawna.
Był wdzięczny
losowi iż Rukia jego przybrana siostra jest w Świecie Żywych, wypełniając swoje
obowiązki jako shinigami. Obawiał się, że jako jedyna mogłaby odkryć jego
sekret. Znała go zbyt dobrze, aby nie zauważyć jego uczuć w stosunku do
Abaraia.
Zdawał sobie
sprawę z tego, że będzie musiał stłumić w sobie tą miłość, tym bardziej, że
Renji był przyjacielem Ruki, co komplikowało dodatkowo sprawę.
Była już trzecia
w nocy kiedy postanowił, że najwyższa pora położyć się spać. Rano miał zebranie
Kapitanów w siedzibie pierwszego oddziału, nie mógł sobie więc pozwolić na
dłuższe wylegiwanie się w łóżku. Z cichym westchnieniem podniósł się z dębowego
parkietu i ruszył chwiejnym krokiem w kierunku swojej sypialni. Niedługo
później zapadł w sen, w którym znów zagościł czerwonowłosy shinigami.
Słońce świeciło
niemiłosiernie, dając siwe znaki obu stojących naprzeciw siebie mężczyzną.
Jednak ani Renji, ani Ikkaku nie zwracali uwagi na lejący się strumieniami po
ich półnagich ciałach pot. Koncentrowali się na sobie obserwując się z
czujnością, czekając na kolejny ruch przeciwnika. Nie zwracali uwagi na to, że
na placu treningowym szóstego oddziału zebrał się już spory tłum, pragnąc
obejrzeć pojedynek między pułkownikiem Abaraiem, a trzecim oficerem jedenastej
dywizji. W śród osób obserwujących te zmagania znaleźli się także kapitanowie
Kuchciki i Zaraki, co sprawiało, że mężczyźni walczyli jeszcze bardziej zażarcie nie chcąc zbłaźnić się przed swoimi
dowódcami. Jednak pomimo tego, że różnili się rangą walczyli na wyrównanym
poziomie. Nikogo to nie dziwiło, nie od dziś było wiadomo, że Madarame jakby
zechciał mógłby znaleźć się na wyższym stanowisku, oznaczałoby to jednak
odejście z oddziału Kempachiego, co dla tego shinigami byłoby porażką.
Właściwie tylko Abarai i Yumichika, będący jego przyjacielem, zdawali sobie
sprawę z tego, że Ikkaku już dość dawno opanował formę bankai swojego
zanpakuto, dzięki czemu mógłby zostać nawet kapitanem, gdyby tego pragnął. Jego
marzeniem i powołaniem było jednak stać u boku Zarakiego, który był dla niego
wzorem i autorytetem, dlatego też ukrywał swoje zdolności. Był szczęśliwy jako
członek jedenastego oddziału, nawet jeżeli oznaczało to pozostanie na
stanowisku zwykłego oficera.
Renji starał się
skupić całą swoją uwagę na przeciwniku, jednak było to trudne zważywszy na
fakt, że jego zmagania z Madaramą obserwował Byakuya. Każdą komórką swojego ciała
odczuwał na sobie obojętne spojrzenie swojego dowódcy, który nie spuszczał z
niego wzroku. Przeklinał się w myślach za to, że zdecydował się stoczyć
przyjacielski pojedynek akurat w tym miejscu. Gdyby walka odbywała się na placu
treningowym jedenastej dywizji jego dowódca nie pofatygowałby się, aby
przyjrzeć się jego zmaganiom.
Minęło już
półtorej miesiąca odkąd został mianowany na stanowisko porucznika pod
dowództwem Kuchikiego. I choć z początku był on dla niego jedynie bratem Ruki i
jedyną osobą której umiejętności chce przewyższyć, teraz sytuacja przedstawiał
się zgoła inaczej. Mimo tego, że starał się wyprzeć się pożądania do tego
mężczyzny, było to jednak dla niego coraz
trudniejsze. Prawdę mówiąc najchętniej zepchnąłby wszystkie swoje uczucia do
Byakuyi w najgłębszą czeluść swojej podświadomości, jednak nie było to takie
proste, ku jego wielkiej rozpaczy. Nawet teraz, wiedząc, że każdy jego ruch
jest obserwowany przez bruneta, nie potrafił zapanować nad budzącą się w nim
żądzą.
Zatopiony w sowich
myślach nawet nie zauważył kiedy jego przeciwnik wykorzystał jego chwilową
nieuwagę i ciął go kataną przez całą długość klatki piersiowej. Trysnęła krew.
Renji opadł na kolana bez sił, ból całkowicie go sparaliżował. Ostatnie co
zobaczył zanim ogarnęła go ciemność, były wirujące wokół niego płatki kwiatów
wiśni.
- Dość! – oznajmił stanowczo Kuchciki, oddzielając swojego podwładnego od jego przeciwnika rozproszoną formą swojego zanpakuto.
Wypowiedziany
przez niego bezbarwnym głosem rozkaz sprawił, że Madarame mimowolnie cofnął się
w przestrachu. Mimo tego, że stojący naprzeciw niego dowódca Renjiego wyglądał
jak zwykle na niewzruszonego, to jego reiatsu zdecydowanie mówiło coś zgoła
przeciwnego. W energii otaczającej bruneta dało się wyczuć z trudem powstrzymywaną
furię, mimo tego, że na twarzy mężczyzny nie drgnął nawet jeden mięsień. Co o
dziwo wzbudzało w Ikkaku jeszcze większy lęk. Mimowolnie odetchnął z ulgą, gdy
mierzący go do tej pory wzrokiem Byakuya odwrócił się do niego tyłem, zajmując
się podnoszeniem z ziemi bezwładnego ciała swojego porucznika.
Nawet jeżeli
wszystkim obecnym wokół ten gest wydał się dziwny, to jednak nikt nie odezwał
się słowem, gdy Kapitan szóstego oddziału ruszył w stronę wyjścia z terenów
dywizji, niosąc na rękach swojego podwładnego.
Zapadł już
zmierzch kiedy Renji odzyskał przytomność, ku swojemu zdziwieniu znajdował się
w pomieszczeniu całkowicie dla niego obcym.
Podniósł się z futona
na którym do tej pory leżał, na jego nagim torsie nie było już widać nawet zadrapania
po niedawnej ranie. Widocznie ktoś z czwartej dywizji musiał go uleczyć z
pomocną Kido, za co był niezmiernie wdzięczny. Bez zastanowienia ubrał się w
starannie ułożone shihakusho, które spoczywało do tej pory obok posłania, na
którym dochodził do siebie.
Do jego nozdrzy
dotarł zapach kwiatów wiśni, którym przesiąknięta była odzież. Bez
zastanowienia wtulił twarz w materiał, rozkoszując się jego miękkością.
Ruszył w stronę
wyjścia z pomieszczenia, które prowadziło do ogrodów przynależnych do rezydencji
klanu Kuchciki. Nawet jeżeli dziwiło go nieco, że został ulokowany na czas
rekonwalescencji w posiadłości swojego dowódcy, nie chciał robić sobie z tego
powodu zbytniej nadziej.
Zdawał sobie
sprawę z tego, że głowa jednego z najznamienitszych rodów szlacheckich w Soul
Society nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Dlatego też postanowił jak najszybciej
opuścić teren posiadłości, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji
podziękuje swojemu Kapitanowi za gościnność.
- Dokąd się wybierasz, Renji? – usłyszał cichy głos tuż za sobą.
- Kapitanie, ja… nie chce nadużywać pańskiej gościnności. – odpowiedział zmieszany, patrząc niepewnie na skrytą w mroku werandy postać swojego dowódcy.
- Napijesz się ze mną sake, poruczniku? – padło nieoczekiwane pytanie.
- Ja… - za wszelką cenę starał się wymyślić jakikolwiek racjonalny powód odmowy, nic sensownego nie przychodziło mu jednak do głowy.
- To rozkaz. – oznajmił matowym tonem Kuchciki, dając do zrozumienia, że nie przyjmie odmowy.
- Oczywiście. – westchnął czerwonowłosy, podchodząc do miejsca gdzie siedział jego przełożony.
Godzinę później
Abarai musiał przyznać, że jego przełożony ma wyjątkowo mocną głowę, sam z
ledwością był w stanie utrzymać się w pionie mimo pozycji siedzącej. Brunet zaś
sprawiał wrażenie jakby wypita przez niego sake, była zaledwie wodą. W całej
tej sytuacji najgorsze było jednak to, że czym więcej pił, tym większe odczuwał
pożądanie w stosunku do swojego towarzysza.
W pewnym
momencie napotkał intensywne spojrzenie wpatrzonego w niego Kuchikiego. Niestety
jak zwykle nie był w stanie odczytać niczego ze wzroku mężczyzny. Zarumienił
się. Było to silniejsze od niego, mimo tego, że zdawał sobie sprawę z tego, że
zdradza tym samym przed towarzyszem swoje zmieszanie. Przełknął głośno ślinę.
- Krępuje cię moje towarzystwo? – zapytał znienacka Byakuya.
- Ja… - jęknął chłopak, zakłopotany pytaniem przełożonego.
- Zdajesz sobie sprawę, że twoje reiatsu jest w tej chwili bardzo wymowne? – przerwał mu brunet.
- O mój Boże! – krzyknął z przestrachem, starając się jednocześnie podnieść z podłogi, aby oddalić się jak najdalej od swojego kapitana.
Czuł się
upokorzony tym, iż jego dowódca zdaję sobie sprawę z jego uczuć w stosunku do
niego. Nie chciał nawet myśleć o tym, że będzie musiał kiedykolwiek jeszcze spojrzeć
mu w twarz. Zanim jednak zdoła zniknąć z pola widzenia Kuchikiemu ten chwycił
go za nadgarstek, uniemożliwiając w ten sposób ucieczkę. Druga ręka mężczyzny
powędrowała do jego policzka, obdarzając go delikatną niczym muśnięcie wiatru
pieszczotą. Chwilę później wargi mężczyzny przywarły do jego własnych, bez
zastanowienia odwzajemnił pocałunek. Doznania jakie przy tym odczuwał nie dało
się opisać słowami, w ułamku sekundy ogarnęło go tak silne pożądanie, że
mimowolnie jęknął, aby dać temu upust.
Miał wrażenie,
że śni. Gdy Byakuya oderwał się od niego, aby pociągnąć go w stronę
pomieszczenia w którym przechodził rekonwalescencję przeszło mu przez myśl, że
zaraz utraci świadomość w wyniku nadmiaru emocji. Tak się jednak nie stało,
zamiast tego został delikatnie pchnięty w stronę posłania na którym wcześniej
spoczywał. Kuchciki bez słowa zasuną drzwi, aby po chwili pochylić się nad nim,
żeby rozpocząć wcześniej przerwana czynność.
Ich pieszczoty
stawały się z chwili na chwilę coraz śmielsze, trudno było stwierdzić w którym
momencie oboje stali się całkowicie nadzy. Najważniejsze było, że tym samym ich
ciała przestała dzielić jakiekolwiek bariera. Renjiemu w żaden sposób nie
przeszkadzało, że jego kochanek nad nim dominował. Kuchciki oderwał się od jego
warg, żeby rozpocząć wędrówkę swoich ust po ciele czerwonowłosego. Abarai nie
był w stanie powstrzymać cichych okrzyków, które wydobywały się z jego piersi
pod wpływem doznań jakich doświadczał. Jego sutki stwardniały w oczekiwaniu na
pieszczoty których miały niebawem doświadczyć. Kuchciki jednak nie zamierzał
się śpieszyć. Jego język sunął krok po kroku do upragnionego celu, kontemplując
przy tym każdy wrażliwy punkt na skórze leżącego pod nim mężczyzny.
Wydawało się, że
minęła wieczność zanim wargi bruneta musnęły najczulsze miejsce partnera.
Biodra Rendjiego uniosły się w górę, tak aby jego męskość mogła zaznać jeszcze
większej przyjemności. Kuchciki uśmiechnął się mimowolnie, gdy jego kochanek
wypuścił z świstem powietrze, które do tej pory wstrzymywał. W chwili gdy palce
bruneta, jeden po drugim zgłębiały się w niego przygotowując go tym samym na
dalsze doznania, usta Byakuyi doprowadzały go niemal na skraj szaleństwa. Sam
już nie wiedział co czuje, ból czy rozkosz. Oba te czynniki zdawały się mieszać
ze sobą doprowadzając go na skraj wytrzymania. Z jego gardła wydobył się krzyk,
gdy doświadczył spełniania. Wciąż przeżywając zadane mu przez partnera doznania
nawet nie poczuł, gdy ten wtargnął w niego swoją nabrzmiałą męskością. Kuchciki
nakrył jego ciało własnym, wnikając przy tym zarówno swoim członkiem jak i
językiem w ciało czerwonowłosego. Resztki spermy które miał w ustach spłynęły
do gardła kochanka, a kolejne pchnięcia doprowadzały niemal do obłędu. Jego
partner był tak ciasny, że przyjemność której doświadczał była niewyobrażalna.
Zaciskające się na jego męskości mięśnie sprawiały, że miał ochotę wyć z
rozkoszy. Zdawał sobie sprawę, że jego brutalne wtargnięcie nie pozostało
niezauważone przez Abaraia, który po kilku pierwszych pchnięciach zastygł
nieruchomo. Ból który mu zadawał szybko jednak ustąpił miejsca niewyobrażalnemu
uniesieniu. Na swoim podbrzuszu czuł, że członek Renjiego ponownie twardnieje,
co napawało go jeszcze większą ekscytacją. Zupełnie zatracił się w doznaniach,
nie zważał już na to, że staję się niemal brutalny. Najważniejsze było aby dać
jak najszybciej upust swoi uczuciom. Kolejne pchnięcia, jedno po drugim
doprowadzało obu mężczyzn na skraj spełnienia. Byakuya wydał z siebie cichy
okrzyk w momencie gdy jego sperma wlewała się we wnętrze kochanka, którego
ruchy bioder zdawały się całkowicie zsynchronizowane z jego własnymi. Zanim
opadł bez sił, poczuł ciepło na podbrzuszu świadczące o tym, że i jego
podwładny osiągnął spełnienie.
Zanim jednak
wyszedł z niego, obdarzył współtowarzysza przyjemności najczulszym pocałunkiem
jakiego tamten doświadczył. Jego język niemal z namaszczeniem wodził po wargach
chłopaka dziękując tym samym za wspólne chwile rozkoszy.
Niedługo później
zasnęli mocno wtuleni w swoje ciała. Tej nocy nie padło już ani jedno słowo, bo
i nie było takiej potrzeby. Liczyły się tylko czyny, o czym oboje zdawali sobie
sprawę. Ich uczuć nie trzeba było wypowiadać na głos, ich serca i tak wiedziały
najlepiej do kogo należą.
Wreszcie jakieś yaoi z Bleacha! Parę błędów się w tym shocie pojawiło, ale w końcu to Twoje pierwsze takie opowiadanie :). "Scena" jak na pierwszy raz była bardzo dobrze opisana. Uh, no i to ogólnie jeden z moich ulubionych paringów *^*. Ah, ten Byakuya xD. Tak więc czekam na następną nocię C:
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mojego bloga:
http://yaoi-by-elain-i-megu.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Megu
Boskie <3 ;*
OdpowiedzUsuńAwwww..Kawaii ^^ Bardzo mi się spodobało ^^
OdpowiedzUsuńPrzy okazji nominuję. Szczegóły na moim blogu : http://blooogbleachyaoooi.blogspot.com/
Pozdrawiam