czwartek, 19 grudnia 2013

Gra pozorów - Prolog

Tak mnie dziś coś wzięło i postanowiłam dodać prolog do nowego opowiadania, które będzie dodawane jednocześnie z „Pod osłoną nocy”, które ze względu na to, iż początek jest dość monotonny, żeby nie powiedzieć nudny – sprawia, że wena mi umyka przez palce. W każdym bądź razie dziś króciutko, aczkolwiek mam nadzieje, że choć trochę was zaciekawi ten wstęp do nowej historii. Pozdrawiam i życzę miłego czytania…
Lena


Beta: Tayla (Uwielbiam Cię, dziewczyno!) :*

******************************************************************************************************************


Kościół udekorowano z prostotą i elegancją. Białe lilie, wybrane na tę uroczystość, symbolizować miały czystość i niewinność panny młodej. Pomieszczenie tonęło w kwiatach. Były praktycznie wszędzie - począwszy od drzwi wejściowych, poprzez wszystkie ławy, skończywszy na samym ołtarzu. Gdyby nie ściany świątyni, które mieniły się paletą barw, nie osiągnięto by tak zadowalającego efektu. Jednak, w tym przypadku, całość zapierała dech w piersiach. Gołym okiem widać było, że wydano fortunę na stworzenie takiej, a nie innej, scenerii. Rezultat, niewątpliwie przerósł najśmielsze oczekiwania samego projektanta, tworzącego scenografię, dla tego nadzwyczajnego wydarzenia.
Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, teraz miała odbyć się ceremonia zaślubin. I, chociaż narzeczonej jeszcze nie było, inni goście zdążyli już wejść w swoje role.
Dumni ojcowie pary młodej, siedząc w pierwszym rzędzie, otwarcie wspierali poruszone do głębi, tak ważnym dla ich dzieci dniem, współmałżonki.
Ubrany we frak pan młody, wyglądał, jakby właśnie zjadł coś kwaśnego. Przy odrobinie wysiłku, można było wziąć jego minę za wyraz zdenerwowania, aczkolwiek nikt chyba nie miał aż tak wybujałej wyobraźni. Obok, poklepujący go po plecach drużba, odziany w czarny garnitur, ozdobiony pojedynczą lilią, wpiętą w butonierkę.
Przejęte swoją funkcją druhny, zachwycały fiołkowymi kreacjami. Sięgające do pół uda sukienki z tafty, spływały miękko, podkreślając zgrabne figury ich właścicielek. Kobiety piękne, mężczyźni przystojni. Obraz idealny z pewnością został w tym przypadku osiągnięty.
Gdy zabrzmiały pierwsze takty marsza weselnego Wagnera, wszyscy zwrócili swoje spojrzenia na idącą główną nawą pannę młodą. Suknia ślubna zaprojektowana przez samego Tadashiego Shoji, wzbudziła zachwyt oraz podziw. Stworzona z delikatnej koronki, opinała niczym druga skóra perfekcyjną figurę dziewczyny. Różowe włosy, uczesane zostały w niezwykle kunsztowny kok, do którego przypięto prześwitujący welon z białego tiulu. Delikatny makijaż, podkreślał jej niezwykłą urodę.
Wydawało się, że każdy uczestnik tego zdarzenia był pod wpływem uroku tej przepięknej istoty, lecz tak nie było. Jeden z mężczyzn, na oko dwudziestoletni, spoglądał na nią z jawną niechęcią. Gdy różowowłosa stanęła obok swojego przyszłego męża, przeniósł on swoje smutne spojrzenie na jej ukochanego. Kamienne oblicze mężczyzny nie wyrażało jednak, żadnych emocji. Wprost emanował chłodem i obojętnością, co było dość nietypowe, dla człowieka w jego sytuacji. Każdy inny na jego miejscu, byłby zachwycony mogąc mieć u swojego boku tak piękną partnerkę. Ale nie on. O dziwo, narzeczona, zdawała się niczego nie zauważać, promieniejąc szczęściem i miłością. Patrząc na nich, nie można było pozbyć się wrażenia, że tylko jedno z nich cieszy się z zawarcia tego związku.
Podczas trwania ceremonii, z chwili na chwilę, coraz więcej obecnych w pomieszczeniu pań, wyciągało chusteczki, aby otrzeć spływające im po policzkach łzy. Kobiety szybko się wzruszały, co było wiadome nie od dziś. Oczywiste było bowiem, że mariaż ten, został zaaranżowany przez rodziny państwa młodych, które w ten sposób zaplanowały połączenie dwóch wpływowych klanów. Cała ta „szopka” aż tryskała obłudą.
Minęło trochę czasu, zanim prowadzący sakrament ksiądz, rozpoczął końcowe formułki, aby zakończyć mszę. Wtedy to, siedzący w trzecim rządzie chłopak, wstał i starając się nie wprowadzać zamieszania, ruszył w kierunku wyjścia z świątyni. Krok po kroku, ze spuszczoną głową i zaciśniętymi w pięści dłońmi, posuwał się do przodu. Niemal każdy, kto zwrócił na niego uwagę, odniósł wrażenie, iż wygląda, jakby znalazł się na skraju załamania. Nie trudno było się domyślić, że darzy stojącą przy ołtarzu pannę młodą uczuciem. Bo, kto normalny pomyślałby, że może chodzić o jej oblubieńca?
Gdy z ust kapłana padły słowa: „Niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki“, będący już przy drzwiach blondyn, drgnął. Po raz ostatni zwrócił się w stronę ołtarza, aby napotkać wpatrzone w siebie onyksowe tęczówki, stojącego tuż przy przyszłej żonie, mężczyzny. Żaden z nich nie odwrócił wzroku, mimo tego, że dzieliła ich zbyt wielka odległość, aby mogli cokolwiek wyczytać ze swoich spojrzeń. Ta krótka chwila, wydawała się wiecznością. Ostatnie zerknięcie, będące niemym pożegnaniem kochanków. Pojedyncze łzy, spływające zza zaciśniętych na ułamek sekundy powiek, błękitnookiego. Świadomość niespełnionej miłości, której nie zniszczy upływ czasu, czy rozłąka. A potem odwrócenie głowy, aby odejść i już nigdy więcej nie zobaczyć kochanka.

– Cięcie! – donośny krzyk odbił się echem od ścian kamiennej budowli.


wtorek, 17 grudnia 2013

NaruSasu - Droubble I

Droga Dito,
Poniżej masz odpowiedź na temat tego, co ja uważam za najlepsze :D

******************************************************************************************************************


– Draniu, nie śpiesz się tak – jęknął Uzumaki, wtulając twarz w szyję siedzącego obok towarzysza.

– Młotku, nie bądź takim tchórzem – parsknął. Był już tak bardzo podniecony, że nawet gdyby chciał, nie potrafił się powstrzymać. 

Naruto nie wiedział, jak przekonać swojego chłopaka, aby tym razem nieco przystopował. Czuł, że nadal nie jest gotowy, aby pójść na całość, przynajmniej nie w tej chwili. Potrzebował co najmniej kilku minut, aby przygotować się do tego psychicznie. I, chociaż dłoń Uchihy nie zamknęła się jeszcze na delikatnej skórze, obawiał się momentu, w którym do tego dojdzie. Dlatego uczepił się kurczowo jego ramienia, aby uniemożliwić mu jakikolwiek ruch ręką.

– Puszczaj! – zażądał stanowczo Sasuke.
– Nie ma mowy – szepnął drżącym głosem.
– Przyrzekam ci, że będę ostrożny – obiecał, nie starając się nawet ukryć swojego poirytowania.
– Zawsze tak mówisz, a potem walisz na całego – sarknął Naruto.
– W takim razie, zamieńmy się – zaproponował brunet z przebiegłym uśmiechem.
– Możemy? – spytał z niedowierzaniem.
– Pomarz sobie! Nie oddam w twoje niedoświadczone rączki, mojego najcenniejszego skarbu! – oznajmił kategorycznie.
– Mówiłeś, że to ja jestem dla ciebie najważniejszy! – oburzył się blondyn.
– To było zanim dostałem od ojca Bugatti Veyrona! – burknął, wyrywając się z uścisku Uzumakiego, chwycił w końcu za skórzaną gałkę skrzyni biegów i wciskając jedynkę, dodał gazu. 

wtorek, 10 grudnia 2013

Pod osłoną nocy - Rozdział II

Wybaczcie za opóźnienia, ale dorwała mnie angina i nie chciała za żadne skarby puścić. Ale skoro romans z nią mam już za sobą, to korzystając z w miarę dobrego samopoczucia wzięłam się w garść i napisałam kolejny rozdział. Niestety musicie wybaczyć niewątpliwy brak akcji, ale jest to tylko wypełniacz, służący dalszej fabule.
Oczywiście jak zwykle przepraszam za ewentualne błędy, które nie wyłapałam, a które niewątpliwie są.
Gomen,
Lena

*************************************************************************************

Wychodząc z pokoju w samej koszulce bez rękawów, zdecydowanie nie przewidziałem kaprysów wczesnowiosennej pogody. Dzień był wyjątkowo chłodny, mimo bezchmurnego nieba, a ja jak ten ostatni idiota, trzęsłem się z zimna nie mając odwagi na powrót. Bałem się ponownego spotkania z tym czarnowłosym chłopakiem, którego imienia nawet nie znałem. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że doskonale zdawałem sobie sprawę ze swojego tchórzostwa, a jednak nadal siedziałem jak ten dureń na jednej z ławek, w niewielkim parku w okręgu placówki szkoły, do której miałem od jutra uczęszczać. Nie chciałem jednak analizować przyczyny swojego zachowania. Zamiast tego, obserwowałem otaczające mnie kwitnące drzewa sakury, które tak dobrze pamiętałem z dzieciństwa. Ich widok przywoływał w moim umyśle obrazy związane z ojcem i wszystkimi szczęśliwymi chwilami, które z nim spędziłem.
Pragnąłem się w nich zagłębić, ponownie poczuć to uczucie wszechobecnej radości w moim sercu, jednak nie potrafiłem. Moje myśli znów powędrowały do okresu, kiedy po śmierci taty, matka zabrała mnie ze sobą do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął się mój koszmar. Mimo tego, że były to już tylko wspomnienia, nadal sprawiały mi ból. Nie potrafiłem zapomnieć, a może nie chciałem? Sam nie wiem dlaczego tak ciężko było mi się uwolnić od tego wszystkiego, w końcu jestem już w innym miejscu, mogłem rozpocząć nowy etap w swoim życiu, wrócić do swojego prawdziwego „ja” – coś jednak mnie powstrzymywało. Tylko co?
Gdy jako sześciolatek zostałem wysłany przez matkę do elitarnej szkoły dla chłopców z internatem, nie miałem jeszcze pojęcia co mnie czeka. Wręcz przeciwnie, byłem pełen entuzjazmu, chciałem mieć wielu przyjaciół. Teraz wiem, że byłem naiwny. Z początku nie rozumiałem, dlaczego już od pierwszego dnia, stałem się wyrzutkiem, mimo usilnych starań, aby zaprzyjaźnić się, chociaż z kolegami z własnej klasy. Wtedy wydawało mi się, że to przez to, iż słabo znałem angielski. Można wręcz powiedzieć, że wcale, co jednak szybko nadrobiłem. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie sens tego, o czym szepczą za moimi plecami. Dotarło do mnie, że oni nigdy nie zaakceptują syna „tej kobiety” – bo tak mówiono o mojej matce. W krótkim czasie dowiedziałem się, że mężczyzna z którym żyje Kushina, a którego kazano mi nazywać wujkiem, był tak naprawdę żonaty, co gorsza jego dwaj synowie chodzili do tej samej szkoły co ja! Prawdą też było to, iż darzyli mnie oni jawną nienawiścią, w jakimś sensie obwiniając o utratę ojca. Nie mogłem ich za to winić, lecz pogodzić się z niechęcią innych nie potrafiłem. Z chwili na chwilę, coraz bardziej zamykałem się w sobie, odgradzając niewidzialnym murem od nienawistnych spojrzeń, otaczających mnie osób. Nigdy jednak nie zobojętniałem, przejmując się w duchu całą sytuacją. Może ktoś inny na moim miejscu by to wszystko olał, ale ja nie umiałem. Trzymałem to wszystko w sobie, cierpiąc za każdym razem, gdy któryś z szkolnych kolegów wpadł na pomysł, aby pobawić się moim kosztem. Mimo tego, nie odczuwałem nienawiści, nie odgryzałem się. Starałem się całą swoją postawą okazywać, iż w żaden sposób nie obszedł mnie kolejny psikus, czy jawna obraza kogokolwiek z tej bandy snobów. O tak, każdy uczeń bez wyjątku pochodził z tak zwanej „elity”, czesne skutecznie odstraszało nawet co zamożniejsze rodziny z klasy średniej. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na to, aby posłać do tej placówki swoje pociechy. Można powiedzieć, iż uczęszczanie do tej szkoły, samo w sobie, było wyznacznikiem bycia kimś. No prawie, mnie do tego grona nie zaliczono, mimo majątku, który posiadałem. Już jako sześciolatek stałem się dziedzicem olbrzymiej fortuny, pozostawionej mi przez ojca, która do ukończenia przeze mnie dwudziestego roku życia, miała pozostać pod kontrolą mojego chrzestnego. Nie mogłem jednak narzekać, renta w postaci części odsetek od kapitału głównej sum była i tak niesamowicie wysoka, chociaż do niedawna większą jej część pochłaniało czesne szkoły do której uczęszczałem w Stanach, co zawsze wydawało mi się ironią. Jakby spojrzeć na te wszystkie lata z boku, to nieźle mnie kosztowało bycie wyrzutkiem. Ale tak naprawdę, jaki ja miałem wybór? Byłem i jestem niepełnoletni, o mojej edukacji decydują moim opiekunowie, w przypadku poprzedniej szkoły, była to matka. Jej nigdy nie obchodziło czy dobrze się czuję w szkole, czy jestem lubiany, czy mam przyjaciół. Liczyły się pozory, ważne było tylko to, abym się dobrze uczył i nie przynosił jej wstydu. Może właśnie dlatego, gdy miesiąc temu dowiedziałem się o jej śmierci w wypadku samochodowym nie przejąłem się zbytnio. Właściwie,  bardziej martwiło mnie to, iż nic nie czułem. Tak jakby własna matka była dla mnie kimś obcym, mało znaczącym. Nie potrafiłem pozbyć w związku z tym wyrzutów sumienia. Jakim stałem się człowiekiem, że nie obeszło mnie coś takiego? Czy byłem aż tak zły? Chyba jednak nie, w końcu nie było tak, żeby mnie to cieszyło, po prostu było mi to obojętne. Dla mnie ona była jedynie kobietą która mnie urodziła, nie łączyły mnie z nią żadne więzi emocjonalne. Często nawet zastanawiałam się w przeszłości dlaczego przygarnęła mnie pod swój dach po śmierci ojca. Lata zajęło mi zrozumienie, że zrobiła to dla pozorów, nie chciała być uważana za wyrodną matkę przez swojego partnera i jego otoczenie. Jakby nie dopuszczała do siebie myśli, że i tak wszyscy nią gardzili – uważając za tą trzecią. Tym bardziej, że ten człowiek nigdy się nie rozwiódł z żoną, można powiedzieć, iż żyli ze sobą w separacji. Prawdą jednak było to, że od lat żył z kochanką, ignorując totalnie fakt posiadania rodziny. Na początku nie potrafiłem zrozumieć czemu nie rozstał się definitywnie z poprzednią partnerką, potem dowiedziałem się, że nie posiadał intercyzy więc najzwyczajniej w świecie nie chciał stracić lwiej części swojego majątku, co dla mnie było kompletnie niezrozumiałe. Owszem, pieniądze były ważne, nie mogłem temu zaprzeczyć, ale już dawno zrozumiałem, że sam fakt ich posiadania szczęścia nie daje. Widocznie jednak nie kochał na tyle mojej matki, aby dla niej poświęcić te kilka milionów, które musiałby oddać żonie w przypadku rozwodu.
Na domiar złego jakieś dwa lata temu zacząłem zauważać, że niektórzy starsi chłopcy z mojej szkoły zaczęli dziwnie na mnie patrzeć. Musiałem nawet zrezygnować z brania prysznica o stałej porze, jak to miałem w zwyczaju, ponieważ czułem na sobie ich lubieżne spojrzenia. Nie obawiałem się jednak, że coś mi zrobią, nawet jak już się zorientowałem, co jest tego powodem. Nikt z nich nie chciał tak naprawdę zbrukać sobie „mną”, co nie zmieniało faktu, że nie krępowali się przyglądać mojemu nagiemu ciału podczas wspólnej toalety.
Na szczęście jednak szybko im się znudziło koczowanie pod łazienką, czekając na mnie, gdy zmieniłem swoje przyzwyczajenia. W duchu jednak przeklinałem swoją niewieścią urodę. O tak, dobrze zdawałem sobie sprawę z tego jak wyglądam, co nie oznaczało, iż mi się to podoba. W końcu, który facet chciałby być mylony z dziewczyną? Jestem za niski jak na chłopaka, do tego szczupły, chociaż kaloryfer posiadam, z czego jestem niezmienianie dumny. Ale to akurat zawdzięczam zamiłowaniu do pływania, dzięki czemu wyrobiłem sobie niezłą sylwetkę, chociaż dużych mięśni to ja nadal nie mam. Największym problemem jednak jest twarz, zbyt delikatne rysy, do tego te wielkie błękitne oczy, pełne usta i błąd czupryna. Czasami miałem wręcz wrażenie, że ktoś napisał mi na czole wielkimi literami „UKE”. Chociaż coś może w tym być, w końcu jak do tej pory nie podobała mi się żadna dziewczyna, z drugiej jednak strony nie poznałem ich za wiele. Chyba jednak nie ma się czym martwić, tym bardziej, że chłopcy też mnie nie pociągają, a przynajmniej ci z którymi uczęszczałem do poprzedniej szkoły. Ale to chyba nie takie dziwne biorąc pod uwagę, jak byłem przez nich traktowany. Tak naprawdę przez te wszystkie lata jedyną odskocznią dla mnie było pływanie, chociaż nie zostałem przyjęty do drużyny, bo jak to ładne ujęto „nie było już miejsc”. Oczywiście wiadomo było, że to tylko wymówka, aż taki naiwny nie byłem, aby tego nie zrozumieć. Mimo korzystałem  z pływalni kiedy tylko się dało, przeważnie nocami, ale i tak sprawiało mi to radość. Dlatego nie zrezygnuję z tego, nawet jeżeli w tej szkole nie uda mi się dostać do drużyny. Zakładając oczywiście, że tutaj będzie tak samo.
O czym ja w ogóle myślę? Chyba jestem pieprzonym masochistą, nie widzę innego wyjaśnienia. Muszę sobie zakodować, że to już jest przeszłość – pogodzić się z nią. Wiem, że nigdy nie zapomnę, tak dobrze nie ma, ale mimo to zrobię wszystko, aby te wspomnienia stały się dla mnie tylko nic nieznaczącym epizodem. Nie mogę przecież wierzyć w to, że tym razem też stanę się wyrzutkiem.
Najwyższy czas, aby zacząć żyć, nie mogę dłużej uciekać. Muszę zostawić lęki za sobą, odrzucić je i iść dalej. Dlatego nie mogę tchórzyć. Pora zrobić pierwszy krok, już dłużej nie będę przejmował się brakiem akceptacji ze strony innych. Dlatego powinienem ruszyć się z tej pieprzonej ławki i wrócić do swojego pokoju. Nie będę chował się po kontach, tylko dlatego, że jakiś aspołeczny drań jawnie mnie zignorował. Dość tego!
Zadowolony tokiem swoich przemyśleń, stwierdziłem, że teraz już mogę być z siebie zadowolony, ale najpierw… ramen! Jestem pewien, że kilkaset metrów przed wjazdem na teren szkoły widziałem knajpkę, gdzie serwują moje ulubione danie. Jak ja tęskniłem za tą zupą. Na samą myśl poczułem jak do ust napływa mi ślina, westchnąłem z zadowoleniem. Od miesiąca jadłem tylko to, czyli od chwili, w której mój chrzestny sprowadził mnie z powrotem do Japonii i nie potrafiłem się nasycić. Najchętniej nie żywiłbym się niczym innym. Przez jedenaście lat byłem odcięty od tego niebiańskiego smaku, dlatego teraz mam zamiar nadrobić tą niedogodność. Zachichotałem w duchu i pogwizdując wesoło ruszyłem w kierunku, gdzie jak mi się wydawało, znajdowała się brama wyjazdowa z terenu szkoły. Nie przeszkadzał mi już nawet chłód wiosennego popołudnia, moje życie jakimś dziwnym sposobem nabrało kolorów.

***

Neji przyglądał się spod opuszczonych powiek, szatynowi stojącemu przy łóżku, na którym leżał. Rozpromienione oblicze chłopaka oraz jego podekscytowanie powrotem przyjaciela z dzieciństwa sprawiało, że nie mógł opanować rodzącego się w nim uczucia zazdrości. Kiba nie będąc świadomym ponurej miny swojego partnera, patrzył przez okno z rozanielonym uśmiechem na twarzy, wycierając przy tym dopiero co umyte włosy frotowym ręcznikiem w kolorze zgniłej zieleni. Jego nagie ciało było okryte sięgającym do kolan szlafrokiem w tej samej barwie. Białe tęczówki leżącego na posłaniu nastolatka z zachłannością przyglądały się temu widokowi, mimo tego, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej chłopak znajdował się w jego ramionach nie okryty niczym, poza nim samym. Jęknął, gdy poczuł, że jego męskość znów dopomina się uwagi.

– Kiba, śpij dzisiaj u mnie – odezwał się, przerywając tym samym panującą w pokoju ciszę.
– A co z Uchihą? – spytał zdziwiony szatyn. – Poza tym jutro rozpoczęcie roku szkolnego, więc chciałbym się wyspać.
– Sasuke się nie przejmuj, pogadam z nim. Raczej nie będzie miał nic przeciwko spaniu w twoim pokoju, a co do jutra to i tak mamy tylko apel o jedenastej. Poza tym obiecuję, że będę grzeczny – dodał, posyłając ukochanemu niewinne spojrzenie.
W odpowiedzi usłyszał tylko chichot ciemnookiego i już wiedział, że wygrał.

– Ok, to ja idę pogadać z Sasuke – stwierdził podnosząc się z łóżka i zbierając w pośpiechu ciuchy, które dwie godziny wcześniej niedbale rozrzucił po pomieszczeniu.
Chciał załatwić tą sprawę najszybciej jak się dało, nie dając ukochanemu czasu na przemyślenie sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że to ryzykowne, niby nie ukrywali swojego związku przed przyjaciółmi, ale nie chcieli też wywołać skandalu, który niewątpliwie wybuchłby w chwili, gdy do dyrekcji szkoły dotarłoby, że ze sobą sypiają. Jakby nie było, kontakty seksualne pomiędzy mężczyznami nadal dla większości ludźmi, były czymś wywołującym obrzydzenie. Prawdą jednak było, iż wszyscy wiedzieli, że w męskim akademiku dochodzi do takich zdarzeń, ale dopóki nikt nie został na tym przyłapany, rada nauczycielska zamiatała ten problem pod przysłowiowy dywan. Z drugiej jednak strony akademik obecnie był prawie pusty, większość uczniów zjedzie wróci do szkoły dopiero jutro, więc ryzyko było minimalne.
Musiał też przyznać sam przed sobą, że nie chęć zatrzymania szatyna na noc spowodowana jest po prostu zazdrością. Może i nie podejrzewał Kiby o chęć przyprawienia mu rogów, ale nie zmieniało to faktu, iż Naruto był zbyt urodziwy, co wywoływało w nim mieszane uczucia. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego jego chłopakowi nie podobało się, że jego współlokator jest taki przystojny. Nie, żeby kiedykolwiek myślał o Uchihe w ten sposób, poza tym wszyscy wiedzieli, że Sasuke jest zdeklarowanym hetero. Z tego co wiedział miał on nawet dziewczynę, przynajmniej do zeszłego semestru, jak się teraz sprawy miały, nie miał pojęcia. Tak naprawdę niespecjalnie go to interesowało, chociaż większość uważała ich za swego rodzaju przyjaciół, co zdecydowanie było przesadą, przynajmniej w jego odczuciu. Uczęszczali do jednej klasy, dzielili wspólnie pokój, wiadome było, że ciężko w takiej sytuacji nie rozmawiać ze sobą. Chociaż, jeżeli chodzi o czarnowłosego, to wszystko było możliwe. Ten człowiek nie utrzymywał kontaktów prawie z nikim, był swego rodzaju outsiderem, co paradoksalnie sprawiało, iż cieszył się powszechnym zainteresowaniem.
W pokoju Kiby i Naruto zastał jedynie Uchihę, na jego pytanie o blondyna tamten wzruszył tylko ramionami w geście świadczącym o tym, że nie wie gdzie jest i nie interesuje go to zbytnio – cały Sasuke.
Szybko dogadał się z chłopakiem, który bez problemu poszedł mu na rękę, nie obeszło się jednak od upomnienia, aby wraz z Kibą trzymali się swojej strony pokoju. Przecież oczywiste było, że nie mieli zamiaru baraszkować na łóżku Uchuhy, więc jego zdaniem ta uwaga ze strony chłopaka, była zbędna.
Szybko zebrał potrzebne szatynowi na jutro rzeczy i wraz Sasuke ruszyli do swojego pokoju, skąd czarnowłosy chciał zabrać mundurek i przybory toaletowe. Piętnaście minut później, gdy jego współlokator wyszedł, na jego ustach pojawił się wiele mówiący uśmieszek. W oczach swojego ukochanego ujrzał rodzące się pożądanie i już wiedział, iż tej nocy nie pośpią za wiele, bez słowa wziął szatyna w ramiona i nakrył jego usta swoimi, łącząc się z nim w długim i namiętnym pocałunku.

***

Gdy Naruto wrócił do swojego pokoju, jego dobry humor, wywołany zjedzeniem trzech miseczek ramenu, natychmiast się ulotnił. Na łóżku Kiby ujrzał siedzącego w samych bokserkach współlokatora Nejiego, który nie zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem, najzwyczajniej w świecie wycierał ręcznikiem mokre włosy. Najwidoczniej niedawno wyszedł spod prysznica, co natychmiast wywołało dziwne wizje w umyśle blondyna. Pokręcił głową nie dowierzając, że jego wyobraźnia była na tyle bezczelna, aby podsuwać mu takie obrazy. Prawdę mówiąc, lekko go to zszokowało, dlatego omijać wzrokiem roznegliżowanego chłopaka, ruszył w stronę swoje łóżka, aby po chwili paść na nie całym ciężarem, ukrywając przy tym rozpaloną twarz w pachnącej cytrynowym płynem do płukania poduszce. To było dla niego zdecydowanie za wiele, właśnie miał wizje nagiego faceta pod prysznicem, co się z nim dzieje?!
Zajęło mu chwilę dojście do siebie na tyle, aby móc w końcu spojrzeć na siedzącego nieopodal chłopaka. Nie zdziwiło go, że tamten ponowie utkwił nos w książce ignorując całkowicie jego obecność. Nie wiedząc czemu ten widok sprawił, że ogarnęła go złość, bez zastanowienia podniósł się z posłania i podszedł do czarnowłosego, aby wyrwać mu bez pardonu trzymaną w ręku powieść.

– Można wiedzieć, co ty tu jeszcze robisz? – warknął, ignorując całkowicie zimne spojrzenie onyksowych tęczówek.
– Nie widać?  - prychnął w odpowiedzi chłopak, wyrywając mu jednocześnie z dłoni książkę, którą zabrał mu chwile wcześniej.
– Mój wzrok ma się dobrze, a ty zdecydowanie nie wyglądasz jak mój współlokator, draniu! – burknął. Za nic w świecie nie miał zamiaru odpuścić, nie chciał go w swoim pokoju i nie miał zamiaru tego ukrywać.
– Nazywam się Sasuke Uchiha, młotku! – poinformował lodowato.
– Kogo ty nazywasz młotkiem, draniu?! – wściekł się blondyn.
– Pretensje kieruj do Nejiego i jego kochasia, a jak ci się coś nie podoba to zawsze możesz iść do tej dwójki, jestem pewien, że nie będą mieli nic przeciwko trójkącikowi – stwierdził złośliwie, uśmiechając się przy tym perfidnie.
– Jestem hetero! – oburzył się blondyn.
– A nie wyglądasz – z gardła chłopaka wydobył się stłumiony przez dłoń chichot.
– Z czego się ryjesz? – burknął zbity z tropu Naroto.
– Połowa akademika to homo lub bi, coś czuje, że będzie wesoło jak cię wypatrzą – wyjaśnił.
– Połowa? – Uzumaki pokręcił głową z niedowierzaniem. – Czekaj… czekaj, a dlaczego będzie wesoła jak mnie wyczają? – spytał podejrzliwie, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
– Spójrz w lustro i dodaj dwa do dwóch – uśmiechnął się perfidnie.
– Ale ja jestem hetero! – powtórzył stanowczo, gdy dotarł do niego sens wcześniejszej wypowiedzi chłopaka.
– Teraz może i tak, ale kto wie jak to się skończy jak wezmą cię w obroty. Wiesz jak to jest, akademik pełen napalonych nastolatków, niektórzy z nich w innych okolicznościach nie zwróciliby uwagi na tą samą płeć, ale męskie internaty żądzą się innymi prawami – wyjaśnił nie bez złośliwości.
– Ale ty jesteś normalny? – spytał dla pewności nie ukrywając swojej podejrzliwości.

Nawet nie zauważył momentu, w którym ich rozmowa zaczęła wyglądać względnie normalnie, a jego złość ulotniła się całkowicie. Może nie do końca podobał mu się ton jakiego używał czarnowłosy, ale przynajmniej nie miał już ochoty mu przywalić, a to już coś.

– Lubię dziewczyny, jeżeli o to ci chodzi. Tak więc, wybacz mi złociutki, ale nie jesteś w kręgu moich zainteresowań.
– I dobrze, przynajmniej nie będą musiał się bać o swój tyłek dzisiejszej nocy – odciął się Naruto.
– Czyżbyś łaskawie pozwalał mi przekimać w tym samym pokoju, młotku? Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? – spytał z udawanym zdziwieniem.
– Jestem Uzumaki Naruto! I przestań z łaski swojej nazywać mnie młotkiem! Poza tym wygląda na to, że nie mam wyboru, nie chcę sprawiać Kibie problemu, a niewątpliwie jakbym cię wyrzucił, to przeszkodził bym mu w randce ze swoim chłopakiem – burknął zmieszany.
– Widzę, że możemy się dogadać. A teraz wybacz, ale mam do skończenia rozdział, zanim się położę, więc łaskawie skieruj te swoje cztery litery na drugą stronę pokoju i postaraj się być w miarę cicho – to powiedziawszy otworzył książkę i rozpoczął szukanie strony, którą czytał, zanim mu przeszkodzono.
– Co czytasz? – zaciekawił się blondyn, wcale niezrażony tym, iż ewidentnie został odprawiony.
– Thriller – padła krótka odpowiedź.
– O czym jest? – dopytywał dalej jednocześnie klękając na łóżku i zaglądając brunetowi przez ramię.
– Tu nie ma obrazków – stwierdził ironicznie Uchiha.
– Przecież wiem – burknął speszony Naruto.
W duchu dziękował za swoją ciemną karnację, bo czuł, że się rumieni. Sam nie wiedział czemu to zrobił, ale gdy już się nachylił nad Sasuke, a do jego nozdrzy dotarł męski zapach, który otaczał czarnowłosego, natychmiast tego pożałował. Odsuwając się gwałtownie, stracił równowagę i zleciał z łóżka, boleśnie tłukąc sobie siedzenie. Nie komentując lekceważącego prychnięcia czarnowłosego, podniósł się z podłogi. Po czym, starając się zachować jak najwięcej godności, ruszył do łazienki, zabierając po drodze piżamę, świeżą bieliznę i ręcznik kąpielowy.
Gdy pół godziny później wszedł do pokoju, jego tymczasowy współlokator już spał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Sam Naruto nie wiedząc czemu przewracał się z boku na bok jeszcze przez kilka godzin, starając się zasnąć. Z jakiegoś jednak powodu bliska obecność leżącego obok chłopka wytrącała go z równowagi psychicznej, nie chciał jednak zastanawiać się nad tym, co mogło być tego przyczyną. Nawet sam przed sobą nie chciał się przyznać do tego, że po prostu czuł do czarnowłosego pociąg fizyczny. Gdyby to zrobił musiałby zaakceptować fakt, że jest gejem, a przynajmniej bi, co dla nikogo w takiej sytuacji nie byłoby łatwe. Na szczęście i jemu udało się w końcu odpłynąć w ramiona Morfeusza, chociaż był to wyjątkowo niespokojny sen.